Opowiadała różne historyjki. O tym, jak kot wlazł na drzewo i przybyła straż pożarna, bo jej ulubieniec nie mógł zeskoczyć. O tym, jak to sąsiadka ta od wójta, tego co się żenić będzie latem, zaszła w ciążę z kawalerem, który niedawno do Ameryki pojechał. O tym, jak na jednej z wycieczek szkolnych koleżanka zobaczyła przystojnego mężczyznę, który niósł w dłoni małe szczenię i zapytała właściciela z powagą, czy to suk jest czy suka? O tym... Mówiła o rzeczach poważnych i tych, które przez długi czas wywoływały napady śmiechu. Godzinami mogła nawijać o ulubionej muzyce i zachwycającym krajobrazie z nad Tatr. Tylko o nim... O nim nie wspominała nawet słówkiem. Kiedy odszedł... - nigdy nie powiedziała, że umarł. - Kiedy odszedł zachowywała się, jakby był. Po prostu wyjechał w dłuższą delegację i niebawem wróci z bukietem słoneczników.