Oj Yestem, wszystko uprościłeś do granic nieprzyzwoitości. :P Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby propagować łapanie co się nawinie z braku lepszych propozycji, z przymusu, ku uciesze gawiedzi, czy wścibskich sąsiadów :P:P Jedynym wyjątkiem jest praca, która wiadomo żadna nie hańbi, zwłaszcza kiedy trzeba utrzymać dzieci, rodzinę... Zazwyczaj nasze zadowolenie z osiągnięcia czegoś tam, nie trwa wiecznie i za czas jakiś, mamy myśli, że jednak chcielibyśmy lepiej, inaczej... :)
To się nazywa kompromis... chcę mieć pracę i jakaś jest, ale nie taka, o której marzę... ale się godzę na nią. Chcę miłości i jakieś się plączą wokół, ale nie ta wymarzona... biorę kulawą i bez zęba i się na nią godzę... :P Chcę mieć, chcę mieć, chcę mieć... i biorę, co się trafia.... bo brak cierpliwości, bo nuda, bo... a nóż lepsze się nie trafi?... Godzę się na coś kiepskiego (czasami to "kiepskie" bywa skarbem niedocenianym) i przełykam gorycz kompromisu, marudząc co chwila na okrutny los... :P:P:P Wszyscy tak trochę mają... ;) Podobno wystarczy mniej chcieć mieć... a z nieba spada gwiazdka mniej zachłannym... ;) Fajne. Pozdrawiam. :)
Ha ha nio właśnie, chyba halny zawiał ;) A wersja ? cóż ... każdy chce np. mieć pracę, wielu ma, tyle, że kiepsko płatną, a nie o takiej marzyli ;) Albo wszech - pożądana miłość, chce człek i ona się zdarza taka piękna, oddana... szkoda tylko, że nie z tej wymarzonej strony ;) Itd... przykładów mnóstwo