Menu
Gildia Pióra na Patronite
NaDzieJa_19

NaDzieJa_19

Warszawa, dziesiąte piętro jednego z bloków, mały, prostokątny pokój z wielkim oknem - miejsce naszych potajemnych spotkań. Łóżko z wyblakłą pościelą, kilka szafek, jakieś rozprute miśki, wielka półka z książkami, blade sciany. Okna nigdy nie upiększałam firankami, czy zasłonami podarowanymi mi przez matkę. Szeroki parapet był zawsze pusty, bym, kiedy tylko zechcę, mogła usadowic się na nim, wypatrując cię na ulicy. Ludzie z takiej wysokości wyglądali jak śmieszne plamki na kartce papieru, które umiejętnie próbowały tylko na siebie nie natrafić. Jak w jakieś pieprzonej grze. Ty byłeś tą najjaśniejszą plamką. Poruszałeś się charakterystycznie, znacznie szybciej, niż pozostałe,jakbyś uparcie szedł do jakiegoś celu. Do mnie.

Lubiłam przesiadywać na parapecie. Czasem lubiliśmy razem - z wiszącymi nogami, kilkanaście metrów nad ulicą, która nie ingerowała w nasze życie. Bliżej było nam do chmur. Nie przeszkadzało nam to jednak w wizualizacji min przeciętnych ludzi widzących nasze ciała spadające z trudnej do określenia wysokości. Mówiliby, że byliśmy młodzi, zdolni, weseli, a poświęciliśmy to wszystko, by przez chwilę poczuć się bezwładnym ptakiem, pozbawionym skrzydeł. Bardzo chciałbym to później opisać. Niestety, nie mogłabym. Częściej rozmawialiśmy o niebie. Po butelce czerownego wina zdolni byliśmy wymyślać nowe odcienie błękitu. Wyszukiwaliśmy je uparcie, balansując gdzieś na granicy irracjonalizmu a pseudointeligentnego geniusza. Później nadawaliśmy im nazywy, paprając się po pachy w neologizmach.

Gdy nasz pokój wypełniała ciemność, czytałam ci poezję. Z każdą minutą mój głos i slowa były coraz mniej subtelne. Zaczynałam spokojnie, romantycznie, zazwyczaj od Baczyńskiego, przechodząc przez Poświatowską, Leśmiana, Osiecką, Białoszewskiego, kończąc na Wojaczku. Zazwyczaj twój wzrok wbity był w bliżej nieokreślony punkt, zawieszony w powietrzu. Jakbyś myślami żeglował gdzieś zupełnie indziej, jednakże wiedziałam, że to, co wydobywało się z moich ust odczuwałeś każdą komórką ciała. Zmysł słuchu był tylko delikatną pomocą.
Zazwyczaj.

"Chciałbym wypisać tę poezję na twoim ciele". Te słowa, połączone ze wzrokiem, z którego wylewało się litrami pożądanie zmiksowane z miłością, głośniejsze były, choć ledwo słyszalne, od moich. Szept, z którego bił krzyk.
Przeprosiłam Wojaczka, któremu przerwałeś w pół słowa. Przeprosiłam okno, które zasłoniłam po raz pierwszy czymś, imitującym firankę. Pisałeś bez użycia liter. stworzyłeś do tego całkiem nowy alfabet, którego litery układały się w dziwacznie przyjemny dreszcz.
O poranku zawiesiłam całkiem nowe firanki w kolorze czystej bieli. Parapet ozdobiłam świeżymi kwiatami, których zapach delikatnie muskał nasze zmysły. Znaleźliśmy całkiem nowe okno, z widokiem na wspomnienia przyszłości. Skaczę z niego co dzień, opisując to później na skrawku wymiętego papieru.

Nie bój się o mnie. Mam skrzydła.

4770 wyświetleń
82 teksty
0 obserwujących
  • trojanek

    9 August 2009, 17:19

    Właśnie dzisiaj do tego doszłam.Nawet miałam napisać.Chyba, jak jest za długi tekst to ludziom się nie chce czytać i dają minusy.Ale ja czytam i właśnie dlatego jest plus.:)

  • NaDzieJa_19

    9 August 2009, 13:48

    Dziękuję, tym bardziej, że za samą długość tegoż tekstu można postawić minusa :).

  • Omena

    4 August 2009, 20:44

    Piękne!