Tak się zastanawiam, co silniej powstrzymuje ludzi przed zaufaniem Bogu w Jego doskonały plan dla naszego życia i przed pójściem Jego drogą: Czy strach, że taka decyzja z naszej strony doprowadzi nas do wielkich zmian? Czy może bardziej nasz lęk o to, co by z nami było, gdyby w ślad za tą decyzją, nic się nie zmieniło....
... Eufemio, ogólnie to zgadzam się z Tobą, choć w szczegółach tobym co nie co poprawił...
... Artur, tak sądzę, że prawdziwy ateista to ten któremu do "uczciwego życia" nie jest potrzebne myślenie o Bogu... i to tak dalece, że nawet nie zastanawia się nad tym czy istnieje, czy nie... może i wierzy, gdzieś w głębi serca, ale nie uzależnia swego życia od wiedzy na temat jego nieistnienia czy istnienia...
Ja tam nie wiem, ale powiedziałbym, że średnio potrzebuję pomocy z lękiem, z którym podobno żyję od urodzenia, który podobno mnie okrada z wolności, radości i poczucia wartości. Tak nawet powiem, że nie średnio, co w ogóle, bo nie potrzebuję idei boga do tego, by mierzyć się z codziennością i wiecznością.
Grzegorz - oczywiście, że nikt nie wie poza Nim - i to jest w tym najlepsze, że nie trzeba tego wiedzieć, a gdy zaufasz, to na bieżąco będziesz widział. Skoro dla ludzi wierzących (i ja broń Boże nie mówię o ludziach religijnych) oparcie swoich wyborów (nie swojej bierności, a swoich wyborów) na zaufaniu nauce Jezusa DZIAŁA i przynosi owoce, to nie ma podstaw, by temu zaprzeczać, negować, potępiać - chyba że dla obrony bierności i usprawiedliwiania braku podejmowania odpowiedzialności rozeznawania [...]
Ja mam myśli z zupełnie drugiej strony; co skłania ludzi do zaufania bogu czy strach przed wieczną pustką, lenistwo intelektualne (ciepły, "gotowy" światopogląd), skrajnie hermetyczny umysł