Zbyt często wydaje nam się, że obecność poprzez drut, przez eter, przez światłowód wystarczy... ale ona zimna jest, obca, zakłócona i złudna... nie zastąpi prawdziwej bliskości... Miłego wieczoru. :))
kolejny...h y m n... chyba nauczę się go na pamięć... dzięki.
We wcześniejszym komentarzu posłużyłam się cytatem, mówiącym o tym, że miłość jest obecnością.Taak..., tyle że dziś zdaje się, że najbardziej obecni jesteśmy dla samych siebie...
Nawet w relacjach rodzic - dziecko i to w tzw. zdrowych rodzinach, prawdziwa obecność bardzo kuleje. I co gorsza, zaczyna kuleć bardzo wcześnie..
Gdybym umiał odczytywać przyszłość i znał wszystkie tajemnice świata, zdobył wszelką potrzebną i zbyteczną wiedzę, i środki, dzięki którym ludzkie oczy cierpiałyby na permanentny wytrzeszcz, a miłości bym nie znał, byłbym ... ideałem, do którego tak wielu pełznie po trupie miłości...
gdy czytam Twój komentarz, dostrzegam w nim, zapewne niezamierzony, kolaż literacki, może z P.Coelho w roli głównej... Fajne to. Klisze też. :) O miłości? Owszem, mówimy, piszemy wiele. Ale "Miłość nie jest słowem - jest obecnością"(Zbigniew Trzaskowski)
Salomonie, za obecność pod tekstem, pięknie Ci dziękuję. Pozdrawiam.
Niektórzy wiedzą jak kochać i co znaczy miłość, kochającą jak dzieci - za nic, nie czekając na nagrodę jaką niesie za sobą te uczucie, bo kocha się pomimo nie za coś, chwile ulotne jak klisze, czasem wyblakłe a inne spalone od powtarzania w umyśle, tak chętnie do nich wracać jest gdy pamięta się dokąd :)
zanim zaczniesz mi współczuć, rozejrzyj się wokół, zajrzyj w głąb siebie...etc.etc.
mnie ten tekst nie dotyczy, ale pokornie piszę tak jakby mnie też tyczył. Nie wiem, jaka będę jutro. Większość z Was, świętych portalu, to wie. A ja? Ja..nie wiem...