pośmiertna chciwość pod złotą bramą... popatrzył na trupów ręce wyciągnięte po jałmużnę chwycił wściekłego osła za grzywę i pogalopował nieszczerość gałązek tratując pod prąd ulicy palmowej daleko do lasu osioł pianą opryskał jagody w słoikach mijając kobietę o czarnych palcach i sercu i grzyby w koszyku prawie tak robaczywe jak zęby zazdrosnej dziewczyny dęba stanął przed inną o sercu bardziej zmarzniętym niż ręce jeździec o jasnym obliczu szepnął coś w dziwnym języku chwycił dłoń zimną i wyrwał martwą z ciemności lekceważąc syk zazdrosnej spomiędzy robaczywych pełznący i kurzem wypełniając paszczę anioła złotozębego stróża zimnej dziewczyny anioł stróż pogniótł jej paszport a szyja tak mu złością napuchła że złoty łańcuch odciął dopływ krwi do bezwłosej stary czarny koń jednak osła dogonić nie zdołał tylko kule bezlitośnie tłukły słoiki i przekleństwa rzucane z serca czarnego przez czarne palce grzyby z kosza uciekły pospiesznie a robactwo zostawione do zębów zazdrosnej tłoczy się w panice jeździec zniknął z żywą za horyzontem a zmrożona ziemia zaczęła dygotać to tętent dwudziestu ośmiu kopyt kruszy zimny lód jadą już jadą