Menu
Gildia Pióra na Patronite

Obok ciebie funkcjonuje niezliczona ilość istot żywych, a ty wciąż czujesz się samotny.
Przecież logicznym jest to, że sam z własnej woli nie zabiegasz o to potworne poczucie.
A jednak jesteś sam.
Uśmiechasz się, krocząc asfaltowymi ulicami, miejskimi chodnikami, wiejskimi
szosami wszem i wobec wykrzykujesz jak dobre masz życie.
Jak cieszysz się każdym oddechem, każdym uśmiechem, którym zostajesz obdarowywany.
Nie wydaje ci się,że to tak naprawdę jedna, wielka farsa. Nie czujesz się tak jakbyś stał
na scenie marnego, jednoosobowego teatru?
Nie czujesz się jakby życie zrobiło z ciebie marionetkę, za której sznurki pociągają
wszyscy oprócz ciebie.
Jesteś bezradny, oddychasz samoistnie, nawet nad tym nie sprawujesz kontroli.
Jesteś miałki, bezbarwny, uchodzi z Ciebie radość, która i tak była czystą
imaginacją,
Niosąc asfalt na podeszwach myślisz tylko o tym żeby dotrzeć do celu.
Zamknąłeś się na realizacje.
Już z niczego nie czerpiesz inspiracji, już nic nie daje ci satysfakcji.
Czujesz ten metaliczny posmak w ustach?
To nie wina tych ton pochłanianych przez ciebie spalin.
To ty stajesz się kimś na wzór żelaznego monstrum, coś jakby robot.
Powoli uchodzą z ciebie wszystkie uczucia.
Gdzieś w zurbanizowanej przestrzeni gubisz tą miłość która tak rozpalała twoje zmysły.
W jednym z twoich ulubionych klubów gdzie przepieprzałeś całą swoją wypłatę
stawiając drinki tym, które w swoich torebkach nie mogły znaleźć dowodu osobistego.
To właśnie tam za każdym razem uchodziło z ciebie człowieczeństwo.
Wracając do swoich czterech ścian, znajdowałeś azyl dla swojego brudnego serca.
Wszystko co niemoralne, wynaturzone chowałeś jak gdyby nigdy nic pod pierze poduszki.
Rano syndrom dnia poprzedniego.
Siedząc za swoim korporacyjnym biurkiem nie mogłeś wypędzić ze swojej już tak chorej
głowy tych cholernych wyrzutów sumienia.
To zaczęło przeradzać się w paranoję.
Nie mogłeś znaleźć sobie miejsca, wszędzie słyszałeś dziki, przeraźliwy śmiech
tych życzliwych.
Miałeś dosyć.
Wbiegając po kamiennych schodach kamienicy omal nie skręciłeś karku.
Wpadasz do mieszkania, zamaszystym ruchem ręki ze szklanego stolika zgarniasz
dokumenty, kluczyki do samochodu, pieniądze.
Zamykasz drzwi.
Wsiadasz do auta.
Włączasz swoją ulubioną płytę.
Czujesz woń nocy, przyprawia cię o dreszcze, przywołuje wspomnienia.
Przyspieszasz.
Uciekłeś.
Czy następnym razem też uda ci się choć na chwilę zapomnieć.

Wypaczony Codziennością.

7316 wyświetleń
56 tekstów
5 obserwujących
  • giulietka

    2 October 2010, 09:28

    Bardzo piękny tekst, tyle siebie można w nim odnaleźć...

    Plus to za mało!

  • Leid3210

    2 October 2010, 09:08

    Wow!

  • Irracja

    2 October 2010, 09:03

    ... bardzo ładnie to opisane... zasługuje na plusa choć powinno się znaleźć wśród opowiadań