Może warto zacząć pod latarnią, nabrać w sobie ognistej czerwieni i tego zapraszającego światła, a potem pójść przez życie będąc nową gwiazdą, prowadzącą do cudów istnienia i świecić przykładem będąc opoką jakiegoś celu, do którego dążą miliardy chcących dostąpić nowych form zbawienia, zamieszkać w pokojach niebios budowanych dla chcących inaczej? :):):)
Tekst powstał inspirowany jakąś myślą na Cytatach i miał być raczej z przymrużeniem oka, ale w sumie, to zaczyna mi to wyglądać na typowy żywot świętej, a świętego to już na bank.