miała już nie ronić łez nie przejmować się pracą rozsypującym się domem problemami z dziećmi jadem z ust i oczu głupców kolejnym niemężczyzną życia pustką w lodówce i lodówką w sercu hienami czekającymi na potknięcie by ukraść ostatni uśmiech czekała gotowa rzuciła nawet palenie
znów została oszukana jakiś koncern samochodowy ich przekupił i odwołali koniec
O psia...masz rację- za duża odległość- dymek trochę się rozmył, więc dlatego sygnał był taki nieczytelny...hmmm...wygląda, że sama strzeliłam sobie samobója :D Koniec końców zawsze wraca się do początku...jakbyś wiedział o jakimś końcu końca, to jestem zainteresowana...
Marto, czasami smutku i żalu jest tyle, że wylewa się we wszystkich kierunkach... bez konkretnego adresata... czy do siebie? a może do Boga? Nie wiem, czy ktoś tak doświadczany wierzy jeszcze w siebie i... w Boga... a może tli się jeszcze jakaś nadzieja, póki życie trwa?...
Joanno, pewnie tak. Zbyt wiele porażek sprawia, że gubimy wiarę, nadzieję i miłość... bezradność odbiera resztki uśmiechu i gasi w nas światło... Czasami błyśnie jakieś światełko, ale jest tak odległe, że nie rozświetli całej czerni życia. Czy taki ktoś ufa w ludzi wpływowych? Chyba już nie, tu już brak wiary nawet w cud... Ale wszystko jest możliwe, jeśli możliwe jeszcze jest, nawet to, co możliwym się nie wydaje...
Andrea69, wiesz, że to przez Ciebie nie było końca? :)
Tak sobie myślę, że mimo wszystko bezradność , potrzeba zaspokojenia podstawowych potrzeb rodzinie, dzieciom powoduje, iż człowiek maleje (mimo swojego wielkiego serca) pokładając naiwną nadzieję w innych, bogatszych, bardziej wpływowych - a nóż, może się choć raz uda... ułuda...