Nie chciały jej, wypadły jej mleczne jedynki. Nie chcieli go, inni lepiej piłkę kopali. Nie chciały jej, tylko ona nosiła sukienki po siostrze. Nie chcieli go, nie pił, nie palił i komórkę miał starą. Nie chciały jej, tylko ona nie umiała byle jak, byle gdzie i z byle kim. Nie chcieli go, nie załatwił uprawnień i naciągać ludzi nie umiał. Nie chcieli jej, wybierali łatwe, puste i sztuczne... bez umowy. Nie chciały go, inne cenił wartości, a te, pożądane z trudem zarabiał. Nie chciała nikogo. Tak mówiła niechciana. Nie chciał nikogo. Tak twierdził niechciany.
Co by było, gdybym nie chciała zaciąć się między piętrami?...
Anno Powiem tylko, że niedomyślna dziś jesteś, ale i tak dziękuję za opinię, każda interpretacja jest ciekawa, choćby całkiem na głowie postawiona. Są takie cele, do których nie celuje się w sam środek, a jednak trafiamy w sedno. Czasami wydaje nam się, że poznaliśmy czyjś cel, a rzeczywistość przerasta nasze wyobrażenia. Możemy się wtedy uśmiechnąć i przyznać do drobnej pomyłki, albo na siłę nakłaniać do celowania w inne okno udając, że to on się pomylił. ;) Dziękuję za komentarz i pozdrawiam. :)
Bez umowy... Dawno nie słyszałam lepszego określenia.
W końcu każde z nich poszłoby własną drogą. Najważniejsi ludzie i najcenniejsze rzeczy są czasem bardzo blisko i trzeba nadwyrężyć statystyki, żeby to zobaczyć...
Ludzie nieśmiali, ale mający własne zdanie, nietuzinkowi, niedoceniani, często wartościowi stoją z boku, są niechciani. Czasem trzeba cudu, żeby się spotkali. :)