tak, a im bardziej się rozglądamy, tym większa irytacja w nas... bo samą siłą wzroku i myśli nie zatrzymamy biegnących gdzieś postaci, oddalających się - z których tak wiele przypomina tę, którą moglibyśmy pokochać. Przyglądamy się twarzom i wyobrażamy sobie, że nasze serce zabiło właśnie dla tej osoby, a jej serce - dla nas.... Elektryzująca chwila, nawet czujemy coś na kształt endorfin w naszym mózgu..po czym ta osoba nagle odwraca się i odchodzi, może wysiada z autobusu, a może odbiera telefon od "swojej połówki",a może idzie na spacer, ale przecież nie pobiegniemy za nią... Brak nam takiego zmysłu, którym moglibyśmy bezbłędnie wyczuwać, odgadywać...nasza ułomność pod tym względem często skazuje nas na cierpienie
tak, gdy cierpienie sprawia sama świadomość każdej sekundy rozłąki z Przeznaczeniem...lub jeśli tęskni do tego, co uparcie nie nadchodzi, choć nasza podświadomość wyczuwa "tego" obecność...