Menu
Gildia Pióra na Patronite

List: Czapka.

M44G

M44G

Witaj moja znana mi nieznajoma. Napisz proszę, co tam u Ciebie słychać?

A więc piszesz, że więcej było zachodu niż pociechy z konsumpcji. Czasami i tak bywa, a nawet bardziej niż czasami.
Miną już miesiąc jak pisałem do Ciebie ostatnio, byłem zapracowany i troszku podupadłem na zdrowiu, lecz teraz już wszystko w porządku i piszę do mej znanej nieznajomej. Idzie nam zima, jakoś trzeba ją przetrzymać. Jakieś smutniejsze dnie zimą są może, dlatego też napiszesz troszkę więcej teraz ty osobie. O co Ciebie proszę.

Przejdźmy do naszej malutkiej tradycji historycznej.

Jankówko ( wieś oddalona o 6 kilometrów od Gniezna), 23 sierpnia 1948 roku.

Poniedziałek, około godziny 19:00.

Mały, lecz już sześcioletni Romuś bawił się patykiem w błotnym bajorze. Lecz tym razem było jeszcze widno i bardzo ciepło. Po chwili poszedł malec na kolację. Kolacja minęła bez żadnych ekscesów. Aż do momentu, gdy ojciec Chłopczyka Włodzimierz powiedział:

- Pamiętasz jak trzy lata temu prosiłeś mnie, że chcesz do miasta pojechać?
- Nie pamiętam. (Odpowiedział chłopczyk.)
- No jak masz pamiętać jak miałeś wtedy trzy latka. No to jutro pojedziemy.
- HURA! HURA! Do miasta, do miasta pojedziemy do miasta. Pojadę, pojadę z TATUSIEM POJADĘ!
- No, no idź już lulać, bo nigdzie nie pojedziesz. ( Postawił warunek ojciec.)
- Stara wyrychtuj koszule moją odświętną i do małego jakieś lepsze galoty. ( Wręcz, rzekł rozkazująco do swej żony Władysławy).
- Na którą nastawić budzik? ( Zapytała kobieta.)
- A na co nam budzik? Wstaniem razem z kogutem skoro świt. ( Odpowiedział.)

http://www.youtube.com/watch?v=iS5kQHp0iDU

Jankówko ( wieś oddalona o 6 kilometrów od Gniezna), 24 sierpnia 1948 roku.

Wtorek, około godziny 4:00 rano.

No i nastał ten poranek, tak wyczekiwanego przez Romusia, który to nie przespał z wrażenia całej nocy. Lecz to nie przeszkodziło mu by być rześkim i wstać wcześniej niż Tatuś jego.
Wstał i Włodzimierz pognał chłopca do śniadania matka przygotowała na drogę też, z dwie pajdy chleba i choć do miasta to i blisko na piechtę to wiedziała matka, że na dłużej tam jadą. Mężczyzna w tym czasie poszedł oporządzić konia i bryczkę na bryczkę załadował dwa worki mąki i cztery żywe kury i cztery słoje z gęsią i kaczą krwią.

Wrócił do izby obmył ręce i spożył posiłek. Po posiłku pocałował żonę w policzek i rzekł:

- Z BOGIEM.

- Z BOGIEM. (Odpowiedziała.)

No i zasiedli na bryczce i pojechali.

- Tato, po co jedziemy do miasta?
- Jedziemy na targowisko, dziś wtorek dzień targowy w mieście sprzedamy mąkę, kury i krew by zarobić pieniądze na stolarza lub jakiegoś cieślę trzeba drzwi od obory naprawić.
- Tatuś, a ty nie potrafisz naprawić drzwi?
- Potrafię, potrafię, no pewnie, że potrafię.
- To, czemu jedziemy po naprawiacza drzwi?

Nie jedziemy po naprawiacza drzwi tylko po stolarza, cieślę lub ślusarza w ostateczności, lecz tego ostatniego będzie po wojnie najtrudniej znaleźć. A nie naprawie sam, bo jak Niemcy byli u nas i zajmowali oborę, stodołę i stajnie to pokradli narzędzia i nie mam, czym naprawić, a koszt zakupu narzędzi dziś jest wyższy niż wynajęcie majstra z narzędziami.
Dotarli na miejsce na targowisko przy ulicy Warszawskiej. Rozpakowali się i rozłożyli na targowisku i zaczęli handlować. Wszystko rozeszło się w trymiga, pozostała tylko jedna kura. Rodzic chłopczyka pozostawił na chwilkę z ptaszyskiem, a sam oddalił się z pięćdziesiąt metrów pod tablice ogłoszeniową, na której były nekrologi kilka obwieszczeń partyjnych i ogłoszenia ludzi szukających pracy i zarobku. Było też tam ogłoszenie pewnego Zygmunta, który to oferował swoją pracę w zakresie prac ślusarko - tokarskich i małych robotach stolarsko – ciesielskich. A, że to było jedyne ogłoszenie, jakim był zainteresowany Włodzimierz postanowił zapamiętać adres i pojechać do tegoż właśnie majstra. Mężczyzna wrócił do swojego syna zobaczywszy, że kura jeszcze nie została sprzedana, powiedział do Romka:

- Brzdącu bierzemy tę kurę będzie, jako zaliczka dla majstra, który nam być może z drzwiami pomoże.
Lecz mały smyk nie słuchał słońce go paliło w głowę i mały wpatrywał się na małą gablotkę reklamującą ręcznie wytwarzane czapki męskie z małym daszkiem. (Czapka kolarka w pepitkę) Tato zapytał synka:
- Podoba ci się tak czapeczka, co?
- Bardzo, bardzo kupisz mi taką? Proszę.
- No dobrze, kupię. A z fachowcem jakoś się dogadamy inaczej. Tak jak powiedział tak zrobił, kupił synowi pierwszą nową jego własną osobistą ukochaną czapkę. Romuś włożył ją na głowę, która to była trochę za duża, lecz ściskał ją mocno i przyciskał do głowy by mu jej wiatr nie zerwał. Co jakiś czas powtarzając słowa:

- Kocham Cię Tatusiu, jesteś najlepszym Tatą na świecie.

Po godzinie tułania się po mieście i szukania adresu ślusarza, dotarli pod jego drzwi. Zapukali i już po sekundzie odtworzył tak oto poszukiwany fachowiec. Trzydziestoletni Zygmunt.

- Dzień dobry. Czy tu mieszka Pan Zygmunt ślusarz-tokarz? (Zapytał Włodzimierz)
- Tak to ja, czym mogę pomóc drogi gospodarzu. ( Zapytał się domyślając, że o z gospodarzem ma przyjemność po tym jak w jednej ręce trzymał klatkę z ptakiem.)
- Mam do Pana robotę na wsi na dwa, trzy dni. ( Wyjaśnił starszy mężczyzna troszkę zdziwiony, że tak młody jest ten majster.)
- Proszę wejdźcie, zezujcie buty i przejdźmy do kuchni, dogadamy, co i jak.
- Stanisławo, mamy gości ze wsi ugość ich. ( Powiadomił Stanisław swą małżonkę Stanisławę.)

Stanisław przywitała ciepło Pana Włodzimierza i jego małego syna, który to i w izbie trzymał czapkę by mu nie spadła i nie chciał jej zdjąć, przez co wystawił się na lekkie podśmiewanie przez dorosłych, lecz malec się tym nie przejmował najważniejsza była czapka. Gość wręczył gospodyni ptaka w podzięce za gościnność, następnie, kobieta zrewanżowała się gorącą herbatą, zajęła się też rozbawianiem małego smyka, a mężczyźni przeszli do interesów dogadali się na pojutrze z samego rana na to, że Włodzimierz przyjedzie z samego rana po Stanisława, a co do wynagrodzenia dogadają się po wykonaniu niezbędnych napraw. Przypieczętowali umowę ustną setką wódki, następnie Włodzimierz pożegnał się zabrał syna. Odszukał bryczkę z koniem i ruszyli do domu.
To by było moja znana mi nieznajoma na tyle w tym liście. Czyli piszesz też, że to koniec, mam nadzieję, że coś nowego niebawem nastąpi. Lecz obiecałaś mi coś kiedyś, zapierałaś się wręcz, że tego drugiego nigdy nie przestaniesz robić, a tu nic nie widać żadnych efektów. Ostatnio musiałem przebrać pościel w obcym miejscu i dostałem omyłkowo naciągane prześcieradło tylko nie powiedziano mi, że to jest na pojedyncze łóżko, a ja maiłem podwójne, co ja się nieświadom tego faktu namęczył, na szczęście pojąłem, co i jak i spałem bez prześcieradła.

A więc napisz mi, co tam słychać u Ciebie moja Droga znana mi nieznajomo.

Pozdrawiam serdecznie i wysyłam całusa.

PS: A Ty moja znana mi nieznajoma, jakich prac domowych nie lubisz robić? Bo ja np. nienawidzę wieszać firan.

66 739 wyświetleń
1128 tekstów
102 obserwujących
  • M44G

    1 December 2013, 19:15

    Siebie sam oceniać nie mogę, lecz tak to jest historyjka a nawet jej część. Miłego wieczoru i miłych snów

  • Ta, co lubi marzyć...

    1 December 2013, 19:10

    Mi też podoba się ten list :)
    W pewnym momencie podchodzi pod opowiadanie.
    Historia z życia miła, nie powiem.

    Pozdrawiam serdecznie,
    ~ Marzycielka

  • M44G

    30 November 2013, 21:16

    Nie mogę już wyprane i powieszone. Dobrych snów DOROTO.

  • M44G

    30 November 2013, 19:58

    Choć jam nie Andrzej i w wróżby niewierze, dziękuję i Tobie Asiu miłego wieczoru Życzę Serdecznie.

  • AsiKa

    30 November 2013, 19:50

    Podoba mi się ten list, też chciałabym takie dostawać, i na pewno odpisywałam równie ładnie albo prawie przynajmniej :)
    pozdrawiam Andrzejkowo...:)

  • M44G

    30 November 2013, 16:35

    :)

  • krysta

    30 November 2013, 16:32

    :)