Czasami, też są takie sytuacje, że idzie dobrze, a czasami źle, a i tak z wielu pułapek idzie wyjść bez szwanku.
Tata opowiadał mi kiedyś takie dwie historyjki, które to opowiadały o tym, że każdej akcji towarzyszy reakcja, czyli każdemu naszemu działaniu świadomemu czy też nie, towarzyszy konsekwencja coś jak w filmie „Efekt motyla.”, lepsza czy też gorsza, czasami ukryta, lecz zawsze towarzyszy.
„ Był kiedyś taki lekarz, który to miał taką paranormalną zdolność, że widział śmierć w czasie leczenia pacjentów, gdy śmierć stała w nogach pacjenta to oznaczało, że pacjent umrze i dusza jego pójdzie wraz ze śmiercią, a gdy śmierć stała w głowie to znaczyło, że pacjent przeżyje.
Pewnego razu zdarzyło się coś strasznego, zachorowała jego córka. Choroba utrzymywała się bardzo długo, a ojciec jej nie potrafił zwalczyć tej choroby. Po wielu dniach przy łóżku chorej dziewczynki ukazała się śmierć. Pech chciał, że ukazała się w nogach córeczki, z przerażeniem i z obłąkaniem w oczach lekarz zdębiał bez ruchu, ponieważ wiedział, że śmierć córki jest już blisko. Śmierć wyciągała dłoń ku dziewczynce jednocześnie unosząc kosę. Ojciec dziewczynki oprzytomniał i wykrzyczał:
- „ Nie, nie zabierzesz mi mojej ukochanej córki, wyleczę ją.”
Śmierć tylko wskazał, że stoi w nogach, dając mu do zrozumienia, że nie ma szans.
Lekarz chwycił za wezgłowie łóżka i obrócił je o sto osiemdziesiąt stopni, tak, aby głowa dziewczynki zrównała się ze śmiercią.
Śmierć odeszła, ojciec wyleczył córeczkę i żyli szczęśliwie razem, aż do późnej starości.”
Druga historyjka, też opowiedziana mi przez Ojca, zostanie maksymalnie skrócona, ze względów na braki w pamięci.
„ Żył sobie pewien bardzo bogaty pan, który wszystko musiał mieć, dążył zawsze do celu bez skrupułów, coś jak toczka w toczkę Ebenezer Scrooge. Lecz los tak chciał, że ów milioner z sercem z lodu, zachorował bardzo poważnie. Po tygodniach zmagania się z chorobą i wydaniu milionów na doktorów i profesorów medycyny, bogacz zmarł i przyszła do niego śmierć pokazując mu cztery świece, jedna z tych świeć była już tak wypalona, że prawie już miała zgasnąć.
Śmierć wskazała, ów świeczkę i powiedziała:
- Widzisz ten płomień? - Tak- odpowiedział mężczyzna - To Twój płomień życia, za minutę zgaśnie ostatnim blaskiem. - NIE! Oddam ci wszystkie moje pieniądze. - Mnie nie można kupić płacąc jakimiś papierami. - A tamte świece, co to zaświecę, one są duże i palą się doskonale? - Na ciebie już czas, chodź za mną. - NIE!!! JA ZAWSZE DOSTAJE TO, CZEGO CHCE.
Podbiegł do świec, chwycił dwie większe i zaczął lać wosk na swoją, aż urosła dwa razy taka jak ta ostatnia czwarta świeca zużywając obydwie świece do cna.
Śmierć odeszła, bogacz wrócił na ziemie i do domu swego jakby nic się nie stało i zastał płaczącą żonę, zapytał:
- Czemu płaczesz?
- NASZE DZIECI ZMARŁY NAGLE WE ŚNIE OBYDWOJE BEZ ŻADNEJ PRZYCZYNY.
Mężczyzna zrozumiał, czego dokonał i odszedł od zmysłów, mimo to przeżył dwa razy dłużej niż jego żona i żył tak w opętaniu w szpitalu dla psychicznie chorych, a każda próba samobójcza skazana była na niepowodzenie.”