Menu
Gildia Pióra na Patronite

Opadła kurtyna złudzeń.

Wierzyłam w motylki w brzuchu, w błysk w oku na Twoj widok. To wszystko tworzyło moją wewnętrzną religie. Religie z która trwałam i z którą pragnęłam umrzeć. Wierzyłam w to wszystko tak mocno jak już wierzyć w nic nie będę. Potem moja wiara zderzyła się z murem rzeczywistości. Było to twardy mur, jednak ku mojemu nieszczęściu nie tak trwady by mnie zabić. Zabić doszczętnie. Mur ten zabrał mi wrażliwość, wrażliwość na to wszystko co chciałam Tobie ofiarować, bądz co wmówiłam sobie,że mogę dać. Wrażliwość, która w moim mniemaniu była nadto życiowa. Metafizycznie mocna i równie metafizycznie nieuchwytna. Dziś siedząć w rogu pokoju, z ciepłą herbatą by ogrzać choć na chwilę martwe wnętrze zastanawiam się czy to możliwe,żeby to wszystko co we mnie wrzało było po prostu wmówione. Może wcale nie było prawdziwe. Może moje uczucia, były po prostu wpojone, wymyślone, może nawet wyśnione. Wtedy byłam taka pewna co do Ciebie czuję. Dziś zastanawiam się czy to w ogóle była miłość. Czy ja wiem co to jest miłośc, czy ja wiedziałam to wtedy? Może po prostu urodziłam się kaleczna, to nie Ty posadziłeś mnie na wózku uczuć. Może Ty byłeś powodem a nie skutkiem mojej awrażliwości. Może tylko byłeś wyjątkowy dlatego,że uwierzyłam,że potrafie. A dziś najdzwyczajnie i tak szaro wiem, że nie umiem. Zbierają mi się łzy na serialach, na ulicy kiety widzę niewykorzystany talent. Łzy napływają do moich oczu w najnormalniejszych momentach mojego życia. Dzięki Tobie, jeśli można to w ogóle tak nazwać, przypieczetowałam sobie okładkę, w zasadzie obetykietowałam produkt, nazywając go, określając jego strukture. Teraz wiem, co mogę od siebie wymagać, na co mogę pozowlić by wymagali ode mnie. Czy to możliwe kochać tylko raz... a teraz przez agonie myśli nie pamiętać czy byłam do tego zdolna. Jestem tak zamknięta na uczucia, i nie wiem kto w gruncie rzeczy ową kłodkę założył. Ty na moim sercu, czy ja po to by żylo mi się lepiej. A czy lepiej mi się żyję, jak patrzę na uczucia innych, jak wymagąją ode mnie czegoś a tego po prostu nie ma. A może to ja przeswiadczyłam swój chłonny mózg,że nie potrafię. Czy ze strachu, że będziemy cierpieć ponownie powinniśmy wypierać się miłości. Wpajając sobie,że ona jest tylko interesem życiowego trwania o tu na Ziemi. Czy ja w ogóle mam prawo powątpiewać w miłośc, brzydzić się nią, żyć w przeświadczeniu,że już mnie nie dotyczy. Czy powinnam się nad tym zastanawiać, skoro tego w tym ani pewnie w natępnym momencie nie będzie. Z jednej strony, przeżyłam ową 'miłość' tak wczesnie, dostałam ja na tacy, na która Oni wszyscy czekają latami. Z drugiej strony, zamknęły mi się oczy na to co lotne tak szybko. Przykuły mnie do ziemi łańcuchami racjonalnosci i obojętności wobec siebie i uczuć innych. Czy to nie jeste wynaturzenie, że potrafie żyć sama, sama ze sobą rozmawiać, sama sie zadwalać i cieszyć wewnętrznie. Czy to nie egocentryzym, że moje życie jest już tylko moje i nie chcę się nim dzielić, bo owej potrzeby po prostu nie czuję. Czy to źle, że budze się i czuję się dobrze, jak czuć się można bez miłości. Czy to w ogole było trafnę, że wstałam i nie chciałam już cierpiec. Czy to mozliwe,że masochizm własnych pragnien doprowadził mnie do szczęscia. Tak płaskiego jednak szczescia. Nie czuję już, że cierpie, tak jak cierpiałam wtedy, nie płaczę. Czasami zastanawiam się czy może tęsknię troche za tamtym stanem. Nie tęsknie. Wszystko to co odmówiłam sobie wraz z decyzją o odwrocie widze gdzieś indziej. Np na tym graffiti za rogiem, na tej tygodniowej wystawie w centum. Jestem wrażliwa inaczej, inaczej niż wtedy. Odmawiając mi szczescia, dałeś inne życie. To był prezent którego odmówić nie mogłam. Jakiekolwiek to zycie jest, płaskie mniej wrażliwe, czasami bolesne dla otoczenia. Jest moim życiem. Nie mogę wiecznie trwac w wspomnieniach tamtych wzniosłych chwil. Trwam teraz w maraźmie uczuć, wtedy trwałam w maraźmie życia, bo uczuć było nadto za dużo. Czujesz się odpowiedzialny,za to moje klectwo? Czy może tak jak zawsze, idąc na skróty, lepiej żyć Tobie w przekonaniu, że jest mi lepiej niz wtedy. Lepiej... nie znaczy w pełni świadomie.

21 002 wyświetlenia
429 tekstów
2 obserwujących
  • 3 June 2012, 11:06

    Czy możemy ranić innych w imię Naszego cierpienia? Czy adekwatne jest podcinać sobie skrzydła byleby nie być bliżej z kimś, juz nie z naszej przyczyny lecz z jego skutku. Ale jeśli na to spojrzeć, czy adewatne i szczere będą te wszystkie próby z góry zakończone fiaskiem? Gdzie jest granica po przejściu której nie jesteśmy w stanie współżyć z kimkolwiek innym, kiedy jest powrót i możność współgrania? Boję się, że oszukuję tak samo jak on mnie wtedy. Boję się, tak panicznie,że daje przeklętą nadzieje, której tak doszczętnie brzydziłam się wtedy i brzydzę się dziś. Pozwalam się łudzić, łudzić, że miłość mnie dosięgnie. Daję się kochać, to mi pozostało skoro nic nie jeste w stanie pobudzić mnie tak jak wtedy. Cierpie, bo obiecałam sobie nie być taką jak Ty, a dziś budzę się i dochodzi do mnie ten krzyk miłości, który zapycha mi uczy po brzegi. Krzyk, który powinnien rozbudzić moje serce, a jest tylko krzykiem, który jestem w stanie wytrzymac - nic poza tym.

  • Albert Jarus

    2 June 2012, 17:39

    Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość
    - a z nich zaś największa jest miłość
    dlatego tak bolesne i piękne zarazem są teksty o miłości.
    Pięknie to dotknięte, z niesamowicie wielką dawką emocji