Menu
Gildia Pióra na Patronite

LATO 1993(recenzja filmu)

fyrfle

fyrfle

Po raz kolejny napiszę za Jackiem Bromskim, że nie jest to film dla czternastoletniego murzyna, który nigdy nie widział szkoły, ale napiszę też, że jak trudny w odbiorze jest ten film, to tak jest piękny, mądry i jest jak hymn dla dobra, dla rodzinności, dla dzieciństwa, dla rodzin zastępczych i adopcyjnych, dla wiejskości i małomiasteczkowości, ale to też epitafium dla narodu nie umiejącego się wybić na niepodległość, który umarł zajadł się na śmierć konsumpcją i tym co nieistotne.

Przede wszystkim w filmie zachwyca gra dwojga małych aktorów, a więc sześcio i cztero letnich dziewczynek i jednocześnie budzi się w nas podziw dla scenarzystki i reżyserki, bo poprowadziła je w tym filmie fenomenalnie, a myśmy dostali spektakl przepiękny - widowisko wzruszające, zabawne, momentami smutne i dramatyczne, które po prostu oglądających porusza. Bardzo młoda scenarzystka i reżyserka pokazała, dała światu autobiograficzną historię, kiedy to na początku lat dziewięćdziesiątych traci rodziców w wyniku najprawdopodobniej AIDS. Kapitalnie ukazuje traumę jaką przechodzi dziecko, któremu z dnia na dzień kończy się jeden świat i zostaje wrzucone do nowego otoczenia, nowych ludzi, gdzie musi zaadoptować się do kompletnie innego stylu życia, w którym musi z dnia na dzień nauczyć się obowiązkowości. Jest więc znakomicie pokazany w bohaterce syndrom kukułki, a więc chęć skupienia na sobie miłości przybranych rodziców i prosta uczciwa niechęć do prawdziwej córki rodziców zastępczych, która manifestuje się często bardzo niebezpiecznymi psikusami wobec "rywalki". Kapitalnie ukazany jest świat dziecięcych zabaw i ich rywalizacji o pierwszeństwo w tych zabawach, o wiedzenie prymu, narzucanie swojej ich wizji i o akceptację w grupie, i możliwość uczestniczenia w zabawach w nowym środowisku. Reżyserka pokazuje nam jak budowała swoje nowe życie na gruzach starego, które było odmienne zupełnie od tego, które teraz zostało jej narzucone.

Scenarzystka pokazuje, że w dzieciach nie są ukryte, ale są od razu widoczne ich talenty, w jej wypadku artystyczne zacięcie do kreacji świata poprzez sztukę, a rolą i odpowiedzialnością rodziców oraz szkoły jest te talenty dostrzec i szlifować, aż będą najcudniejszym brylantem, co widać, że w przypadku naszej bohaterki udało się w pełni. Moim zdaniem reżyserka i scenarzystka niczym Picasso i inni wielcy sztuki każe nam przepracować swoją traumę z dzieciństwa, ale swój dramat po prostu pokazuje pięknie i w sposób zachwycający, jednocześnie zwracając uwagę na piękno i dobro otaczającego ją ludzkiego świata. Bo jest to film oddający cześć trudowi wszystkich rodzin adopcyjnych, poświęceniu rodziców zastępczych, którzy też muszą swój dotychczasowy świat, swoje życie przemeblować i znaleźć w nim miejsce dla nowego członka rodziny - dziecka przecież nie ich, ale , któremu muszą dać taką samą miłość jak dziecku rodzonemu, a to jest w życiu czymś naprawdę wielkim i w tym filmie widzimy, że bohaterka filmu taką miłość otrzymała.

Film to też dytyramb dla miasteczka, w którym wychowała się reżyserka i przypuszczam, ze w nim nakręciła swój film, ukazując specyficzny, ale piękny klimat tej miejscowości - ich zabawy oraz obyczaje. Naprawdę wspaniały sposób na okazanie wdzięczności ludziom i pokazanie, ze to co w ludziach najprostsze jest piękne, a więc ich prace codzienne, pewne wręcz rytuały. Doskonale pokazała jak cudną jest prostota i normalność.

Końcowe sceny to już przecudnej urody finał, wręcz fajerwerki na cześć rodziny i jej piękna - jednocześnie zaznacza autorka wyraźnie co tą rodziną jest, a co nie jest, więc jak dziecko ma alergię, to kota się oddaje znajomym, do schroniska lub niech łapie myszy w stodole pegieerowskiej, a nie wolno pozwolić dziecku cierpieć dla jakiś fanaberii rodziców, czy jego rodzeństwa.

Film jeszcze pokazuje jak ważna jest zgodność małżonków, co do kierunku i metod wychowania dzieci, że nie wolno sobie pozwolić, aby o wychowaniu decydowała babcia , czy ciocie albo wujkowie, zwłaszcza tacy, którzy lekko prowadzą życie i nastawieni są do niego konsumpcyjnie, a nie twórczo. Film pięknie i mocno ukazuje owo STOP, granice, których bohaterowie filmu nie pozwalają przekroczyć i wizje , których nie pozwalają sobie narzucić - dziecko jest poddawane wychowaniu, a nie jest maskotką. No po prostu genialny film rodzinny.

Kino Hiszpańskie, ale jakież inne od Almodowara, tak uwielbianego na salonach, a więc zamiast umiłowaniaa do wszelkich ludzkich dziwności i aberracji, to dostajemy piękno i dobro normalnej heteroseksualnej rodziny. Kino palce lizać!

Są pewne symbole i smaczki w tym filmie, które wprawny widzi DKF wyłapie, jak ten na końcu narodowościowy. Ja uczynię tylko taką dygresję, że Katalonia nie wybiła się na niepodległość jak Kosowo czy inne narody bałkańskie, bo wolność wymaga ofiary krwi, konsekwencji, zaparcia w bólu dla niepodległości, a tymczasem - czyż włodarze i piłkarze CF Barcelony wystąpili z ligi hiszpańskiej, czy Katalończycy zastrajkowali generalnie, czy wznieśli barykady, czy pojawił się choćby jeden Gawrosz, który zginął z katalońskim sztandarem? Nie! Katalończycy są syci, przekupieni dobrobytem, więc tak naprawdę nie wiedzą już czym jest wolność. Jak pisał Kaczmarski - nikt im tyle nie da co im ich buda da, to oczywiście trawestacja, ale oni oczywiście nie wiedzą, że lepszy wolności kąsek lada jaki, niźli w niewoli przysmaki. Końcowe sekwencje mojego tekstu chce dedykować Polakom i pytam - czy chcecie być Katalończykami i Katalonią, czy wolnym narodem w swoim tylko swoim państwie i kraju? Czasu na odpowiedź jest bardzo niewiele.

Lato 93
Dramat produkcji Hiszpańskiej
Rok produkcji 2017r.
Scenariusz i reżyseria: Carla Simón
Grają: Laia Artigas, Paula Robles, Bruna Cusi, David Werdaguer i inni

297 724 wyświetlenia
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!