Menu
Gildia Pióra na Patronite

Wojna mistyfikacji

Boimy się tego co w nas, co tak doszczetnie prawdziwe. Boimy się wszystkiego czego nie zdołamy owinać w bezpieczną bawełne, zepchąć na margines myśli, ubrać w piórka zartu. Wszystko to, co permanentnie uwydatnie nas całych, z każda wada i zaletą, z każdą blizną, jeszcze niezagojoną raną, za każdym wspomnieniem, z każdą plomblą, bądz jej brakiem. Boimy się, być nadto prawdziwi, bo rzeczywistośc przecież na to nie pozwala. Wstajemy rano, a pierwsze co ubieramy na siebie to pancerna zbroja naszych marzeń, pragnień, obaw. Nie wyciągamy reki, bo boimy się, że ją utną. Nie uśmiechamy się, bo boimy się, ze zabiorą i już nie oddadzą. Dusimy w sobie wszystko, poczawszy od zeszłorocznego obiadu u babci, po niechęć zebraną razem z resztą w osiedlowym sklepiku. Czujemy jak cała gorycz w nas wrze, niczym zbytek alkoholu. Czujemy jak nas dusi, lekko, przecież to tylko groźnie wygląda. Owszem, nie umrzemy, Cierpienie nie doprowadza do zgonu. Ono wiecznie czeka, wykańcza nas powoli, bo śmierć byłaby przecież wybawieniem. A nie o wybawienie tutaj chodzi. Zadowoleni ze zbroi w jaką wcisnliśmy swój cellulit, w jaką upachaliśmy piwny bagaż naszych doświadczeń, wychodzmy niczym gladiator na colloseum życia. Czekają na nas inni, nie godni nazwy wojowników. Zbroja nie upoważnia nas do nazywania siebie Gladatorami, serce nie zobowiązuje do kochania. Godni pożałowania, udajemy jak to nam dobrze, jak to cieszymy sie z nowych butów, jak to przedłużyliśmy swoje ego o 2 matery nowej maski samochodowej. Mówimy, jak to mało pieniędzy odklada się w naszym portfelu, jak to lokata mało zarabia, a Ruski znowu chcą więcej za gaz. A samochodem to już jeździć nie będziemy, choć nowy, czerwonolakierny, niczym cukierek w Sowie, czeka na naszą nadwagę zycia, ale paliwo przecież za drogie, nadto drogie by móc się tym przejąć. Nikt z nas nie mówi, jak to ciężko dogadać się sam ze sobą, jak to płaczę do poduszki, gdy noc obedrze go z tej zbroi którą dzielnie nosi w dzień. Nikt z nas nie wykrztusi z siebie, fakt, że potrzebuje miłości. Przecież miłość w dzisiejszych czasach nie istanieje. I może i nie istnieje, ale nawet bydle chce się przytulić, by poczuć się bezpiecznie, z dala od klaksonów i kościelnych dzwonów, Bog wie po co. Gubimy się, codziennie głębiej wchodzimy w jungle, a My nie jesteśmy Tarzanami, nie mamy daru przetrwania. Wykańczamy siebie nawzajem, bo przecież rozrywki za mało. Nie mówiąc ranimy, mówiąc jeszcze gorzej. Nie mamy równowagi, równowagi sił na zamiary, chęci zamiarów na dostatnie siły drzemiące w nas. Strach wiąże nam ręce niewidzialną nitką rzeczywistosci, nogi już nam dawno uciął, pod same pośladki. Bezradni oparci na resztkach naszej godności czołgamy się po poligonie naszych snów, marzeń, westchnien. Ucinamy skrzydła tym, którzy jeszcze nie upadli. Nie wydajemy na swiat potomstwa typu Ikar, po co ma wzlecieć jak i tak spadnie. Sprowadzamy na ziemie, wszystkich tych, którzy potencjalnie mogą z niej odlecieć. Jesteśmy jak lawa, zbierająca co popadnie. Zbroja nadal ciepła, ulepszana z dnia na dzień. Chronimy coraz więcej, coraz więcej niepotrzebnych rzeczy. Gubiąć sens w tym, co rzeczywiście go ma, w tym o co rzeczywiście powinniśmy walczyć. Zazdrość zżera nas od środka, nasze szczęscie mierzone jest brakiem sasiedzkich możliwości. Im lepszy samochod stoi w naszym garażu. im lodówka cięzej się domyka, a my obwieszeni złotem i jedwabiem ledwo stąpamy po ziemi, im więcej posiadamy od tego czy tamtego tym bardziej "szczęśliwi" jesteśmy. A wnętrze.. w ogóle je posiadamy, czy strach już i to nam zabrał? Wnętrze naszej jaźni, skutecznie załuszanej przez dźwięki z telewizji. Głos naszego wewnętrznego jestestwa niczym echo odbija się, nie dochodząć do celu naszych starań. Bezdennie dryfujmy po rozłożystych pułkach supermarketu, żadni wrażeń promocyjnych ofert. Ambitne kino upadło, wydaje na swiat tylko kaleki tej dyscypliny. Teatr? Pamiętasz gdzie on w ogole jest? Nie, wiem jedynie, że cena nadto wygórowana.. jakies 3 piwa w barze za rogiem. Wszystko mierzone miarą melanżu, zabawy i przepychu. A bądzmy wolni? Bez zbędnej otoczki naszego wychowania. I tak kazdy z nas został bardziej uchowany. Stwórzmy własną sekte, zajarajmy się tym czym chcieliśmy od dziecka. Zbroje zakładajmy jedynie wtedy kiedy walczymy z przeciwnościami a nie zawsze, by nie widzieli tego co mamy po nią. Uśmiechajmy się, choć zeby nie są proste, znajdzmy prace, która będzie nas pobudzała do działania, a nie nużyła i zabijała powoli jak ten ruski tytoń. Podnieśmy ręce bez obawy, że pachy nieogolone, przecież doskonale wiesz, że nowy wosk działa znakomicie. Cieszmy się tym co posiadamy, a nie zastanawiając się jak tylko zrobic by zabrac to innym. Nie mierzmy szczescia miarą nieszczęscia Kowalskiego. Uśmiechnijmy się do Nowaka, choć smutny i nędznie wygląda. Wyciągnijmy reke po tą czekoladę nie z przeceny, bez obawy że jutro nie będzie na chleb. Nie chciałbyś, spełnić choć jednego snu swych marzeń, tego kórego nie zapomnisz... chyba, że już nawet zdolnośc do snu Tobie zabrali? Nie chciałbyś? Chciałbys, tylko że strach przykuł Ciebie niczym Ci tam Jezusa. Ty masz wybór... wybór wolnego umysłu, który dostałeś za przysłowiowy frajer od Tego tam u góry. Używaj go, choć to może chwile potrwać.

21 002 wyświetlenia
429 tekstów
2 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!