20.12.2017r.
Wczoraj o osiemnastej cztery cały dom wypełnił zapach piekących się ciastek kokosowych. Po prostu czułem się wspaniale w tej kąpieli doznań. Tymczasem stare babki sprzątają swoje domy samotności. Praca ponad siły, ale zarabiają się, bo emerytura poszła na pewne radio i stówkę się rzuca na tacę w niedzielę. Tak więc nie są nawet w stanie pomyśleć, żeby tą stówkę dać, którejś z kobiet i ta posprzątałaby im mieszkanie jeszcze z pocałowaniem w rękę. Ale cóż , nie mnie oceniać. Może trzeba jeszcze kilku pokoleń, aby wszystko wśród ludzi stanęło na nogach, a nie stało na głowie. Zresztą , jedne szaleństwo i ciemnogród przeminie, a jego miejsce przyjdzie inna dziwność. Kobietom i mężczyznom w wieku 70 - 90 raczej do rozumu się nie przemówi, bo ten rozum odporny jest na rozsądek, a spaprany złym pojęciem autorytetu i nie umie ocenić - co ważne w życiu jest, a tym samym kto?
Pewnie gdybym był poetą, to bym napisał, że te wiórki kokosowe, to nie kokos tylko pył z anielskich skrzydeł, których to Aniołów przyleciało teraz , w czas świąteczny miliony czy miliardy i Bóg posłał je by rozkręciły na wesoło i radośnie ten czas, jeszcze przyniosły pokój gdzie go nie ma oraz ukojenie w tych, w których jest ból choroby. Ale moim zdaniem jednak wiórki smaczne bo smaczne, pachnące bo pachnące, ale jednak są kokosem, a nie anielskim puchem.
No i wczoraj już o osiemnastej dwadzieścia dwie jedliśmy wspaniałe ciastka kokosowe. Gdybym był poetą, to pewnie znowu bym popisał się epitetami, porównaniami, metaforami, rymami, a ja po prostu łakomie lecz delektując się zjadłem trzy z nich i wielbiłem ich sprawczynię słowem,myślą i modlitwą. Ten tydzień przedświąteczny, ze względu na onych czynienie smakołyków jest też swoistym czasem świątecznym i przecudownej wspólnoty - rodzinności w domu.
Wcześniej, albowiem w czas około teleekspresowy, raczyliśmy się barszczem świątecznym, który to kisi się w kolor najlepszych mołdawskich win czerwonych. Było to wielkie doznanie, gdy jego smak i moc wypełniała nasze spragnione tej cudownej mikstury ciała. Chęć i radość życia wstępowała w nas i ochota na na czas już niebawem mający nastąpić, czyli kolacji wigilijnej.
Wcześniej jeszcze był obiad genialny w smaki, bo makaron smażony z jabłkiem zaszczycił nasze podniebienia. Ach te kokardki, ach te Championy. Człowiek potrafi stworzyć cuda, bo ta odmiana jabłek jest cudem, wielkim dobrem ofiarowanym człowiekowi przez człowieka.
Jeszcze spróbowałem suszu z jabłek, z którego to będzie między innymi wigilijny kompot. Od razu wspomniał mi się czas dzieciństwa, kiedy to żeśmy suszyli jabłka w piekarniku lub po prostu zostawialiśmy je gdzieś na najbardziej nasłonecznionym miejscu i suszyły się w gorącu promieni słonecznych oraz na wietrze. Te były najsmaczniejsze.
Gdzieś około pierwszej po południu, dany mi był jeszcze inny smak innego jabłka. Tym razem była to domina Prince - bardzo słodka, bardzo soczysta i twarda. Znakomicie nadająca się na soki, ale przede wszystkim stworzona , aby zatopić w nie zęby i radować podniebienie soczystością i słodyczą miąższu tych jabłek. Poza tym to znakomity przerywnik w codziennym rytmie dnia. Pozwolić sobie co chwilę na odrobinę przyjemności ze zmysłu smaku i węchu. Genialny sposób na dobry humor i wesołe nastawienie do życia.
W samo południe była grusza nasza konferencja cudowna,wspaniała, genialna w swej soczystości i smaku miąższu, który rozpływa się w ustach, wypełniając jedyną taką słodyczą, której z żadną inną porównać się nie da.
Już o dziewiętnastej, czyli w czas kiedyś wieczorynki, robiliśmy genialny schab łososiowy między innymi w kulkach jałowca - kolejny smakołyk na święta, w wersji na surowo i pieczonej. Piękny jest ten przedświąteczny czas, naprawdę piękny, pachnący i smaczny.
Dzisiaj przed południem wybrałem się do wsi. Poczta, biblioteka i sklep, a w nim zakupiłem śledzie,z których zrobimy 3 wigilijne dania. No i oczywiście nie może zabraknąć wyśmienitego czerwonego wina.
A teraz pora na herbatę. Smacznego czytelniku.
Autor