Szuram jak ona, zagubiona w szelestach, gdy wiatr wyczesuje czerwień i złoto. Tak sobie i lekko tak. Szuram i oczy wypatruję, jak zawsze przy starym klonie z umówioną wizytą u rudej. Tak jakby, to tak. Trochę niby nie chce i śmiga w strugach światła. Staje słupka, patrząc przed siebie, choć jestem tu. Jak to tak? Że wspina się po mnie, jak po nagim konarze z wielką odwagą wciąż większą od mojej. Tak oto jak. Stoję.