Menu
Gildia Pióra na Patronite

08.05.2019r.

fyrfle

fyrfle

Szczypiorek już jest. Kroję kromki chleba, smaruję je masłem, potem kładę na maśle szczypiorek,a na szczypiorek wędlinę lub goudę. Potem jeszcze kroję rzodkiewkę i w tak przygotowane kanapki wyposażam Cię na dziesięciogodzinny, bardzo intensywny dzień pracy. Dodaje oczywiście dwa jabłka. Herbata już się podgrzała. Wlewam ją do kubków i zanoszę na stół. Myję zęby i wracam. Ty pijesz szybko zawartość kubka, jesz kostkę Studentskiej, a ja zrobiłem ze dwa łyki i zjadłem pomadkę z adwokatem z Mieszka. Już szósta trzydzieści. Pakujesz się,a ja biorę skrzydło dla Ciri i idę po schodach na dół.Ciri jak zwykle wpada do domu zza winkla, jak te postacie z kreskówek amerykańskich, ślizgając się na zakrętach i przebierając nogami w powietrzu. Dochodzę do niej, ociera się o nogi i idzie na posiłek. Zamykam ją w kotłowni i idę przez piwnicę do garażu. Otwieram drzwi i podchodzę do bramy wjazdowej. Otwierając prawe skrzydło zauważam, że połamane są trzy cudne tulipany i zdemolowany krzak ostróżki. Koty. Koniec tolerancji. Pierwszy ofiarą pada Adaś, a potem Barbor. Zrobię konsekwentnie tak,aby omijały ogród z daleka i uciekały na nasz widok. Koniec ringu do zabijania kociego lenistwa i udawania, że nie jest ich tutaj o 8 lub 9 za dużo. Najlepiej jak się wyprowadzą do lasu i zaczną żyć z polowań, a nie dokarmiane przez wiekowe mieszkanki ulicy. Rysie dają rady, żbiki, to one też!

Bawię się w żółtym pokoju ze Stasiem w najlepszego. Coś układamy, coś mu tłumaczę,coś mnie pyta, a ja odpowiadam. Obaj jesteśmy szczęśliwi i uśmiechnięci. Stasiu łapię za dłoń i prowadzi do kuchni, gdzie przy piecu stoi mój brat Tomek i coś na tym piecu gotuje. Mówię do Stasia - zaśpiewaj coś wujkowi, a on zaczyna i całkiem rozbawiony intonuje piosenkę Heleny Wondraczkowej "Malowany dzbanku". Tomek zaczyna tańczyć i śpiewać, a do śpiewającego Stasia i Tomka dołączają mama Stasia i babcia, które piją kawę na północnym balkonie. Coś tutaj jest nie tak. Gdzie Jaś, skąd Tomek, gdzie Michał? Dzwoni telefon. Aha, budzę się, to sen był bardzo wesoły. Koniec drzemki. Idę do ogrodu, w nim jesteś. Messengerem dziewczyny chwalą się swoimi sernikami. Na polu uśmiechem witasz mnie i zapach skoszonej trawy.

Za chwilę południe. Spaceruje po ogrodzie, przygotowuje go do koszenia trawy. Nagle od południowego zachodu widzę, że kołuje zaprzyjaźniona latająca czerwona krowa, która wpadła do mnie z Beskidu Wyspowego w Łącku. Bardzo serdecznie przywitałem się. Zapytała o trzy irlandzkie owce. Powiedziałem jej, że dołączyły do owiec w Przybędzy i mocno przyczyniają się do tegorocznych plonów bunca. Potem zrzuciła z siebie plecaki z tamtejszymi jabłkami, suszonymi śliwkami i butelką ducha Karpat, którego skroplili tamtejsi szamani w dzieło o mocy siedemdziesięciu uśmiechów serca. Zaprosiłem ją na kawę, ale musiała lecieć do następnych wyznawców Beskidów, więc umówiliśmy na Boże Ciało.

Idę dać na mszę za zmarłego. Idę przez dwa i pół kilometra, a potem wracam przez dwa i pół kilometra i wychwytuje kwietne momenty we wsi. Potem się okaże, że ktoś da na mszę w naszym imieniu. Podsumowujemy to w ten sposób, że zmarłemu widocznie należała się za dobre życie ta dodatkowa msza, a może potrzebował jej do zbawienia. Wszystko jest po coś, jak głosi sentencja klasyka.

Mediacje. Meandry pracy urzędniczej są bardzo zaskakujące i czasem naprawdę zaskakują, bo bywa, że prawo przewiduje odszkodowanie za darowaną nawet ziemię na rzecz społeczności, a ktoś jednak nie chce nawet złotówki za dar serca. Po 12 latach udaje się rozwiązać prawdziwy węzeł gordyjski. W Dzień Zwycięstwa. Piękna i wzruszająca chwila.

Wracasz. Masz bunc, bryndze i oscypka. Od razu kroimy kawałki i jemy ze smakiem. Nim zagrzeją się flaki. Jeszcze herbata. Opowiadasz. Słucham. Rozmawiamy. W końcu idę się zdrzemnąć. Ty idziesz do ogrodu,którego potrzebujesz bardziej niż kawy. Jest takim wyzwalaczem energii i radości życiowej.

297 747 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
  • fyrfle

    9 May 2019, 04:57

    Wracaj tutaj, bo to dobry dzień i będę dopisywał :)