Menu
Gildia Pióra na Patronite

16.09.2018r.

fyrfle

fyrfle

Przyjechaliśmy wreszcie do słonecznego raju Sutomore. Zameldowaliśmy się, rozpakowaliśmy się, wypiliśmy kawę i czekaliśmy na obiad ciesząc się sobą. Po obiedzie przyszedł czas na rekonesans, więc wyruszyliśmy pooglądać miejscowe gumno.

Przede wszystkim patrzyliśmy w przydomowe ogródki, a w nich widzieliśmy pergole z wszelkimi winoroślami i gronami owoców w przeróżnych barwach, a obok nich drzewa granatowców z wielkimi owocami już mocno rumieniącymi się, a więc wywołującymi gospodarzy, żeby przerabiali je na pyszny sok. Zaraz za granatami rosło najczęściej drzewo figi, a przy nim oczywiście mrowiem owocujące drzewo oliwki, którego liście gładziły jeszcze zielone kule mandarynek, a więc doznaliśmy naraz pełni egzotyki. Byliśmy oczarowani i szczęśliwi, bo raczej o to chodzi, gdy swojego ogrodu eden pozostawia się. Raj wczasów musi być mocą piękna egzotyki.

Czarnogórcy raczej nie uprawiają w ogródkach kwiatów i zastanawialiśmy się, czy to z braku wody, czy z osławionego lenistwa, czy po prostu w ich kulturze nie ma kultury siewu i pielęgnacji kwiatów, bo niestety nie było ich. Czasem gdzieś po murze domu, czy murze ogrodzenia piął się i kwitł milin, ale to nam nihil novi. Posadzili chociaż przy naszej ulicy oleandry, które były dość sporymi drzewami i akurat trochę kwitły, a okaże się z biegiem dni, że z każdym dniem obfitość kwitnienia będzie buzować. Widok z okna dzięki nim mieliśmy przewspaniały.

Ruszamy na najbliższą górę, której szczyt wieńczą ruiny twierdzy tureckiej, ale ruiny jak ruiny, bo prawdziwym zwieńczeniem góry są panoramy wybrzeża i miasta posadzonego na półkach skalnych, na górach, które jakby są zarośnięte z budynkami. Widoki więc wywspinaliśmy sobie przepiękne. Ten przeczysty przestwór błękitu stykający się z żółtym żwirem plaży miejskiej, czy dzikich plaż ukrytych pod urwiskami klifowych skał. I tam gdzieś królowa zdradzała króla, a może tylko potrzebowała więcej, a on ją rozumiał.

Schodzimy na plażę, a przy plaży jest murek, a na murku siedzą Polacy i podają sobie z rąk do rąk litrową butelkę rakiji, a rękami szyjkę butelki wkładają do ust i ze smakiem piją, a potem śmieją się i głośno rozmawiają - są w swoim raju.

Idziemy na deptak , a tutaj budy z trzema kuglami lodów za euro, ciuchy od Gucciego i Docle i Gabany za parę euro, wszelkie wypełniacze żołądka i mnóstwo magnesów na lodówki made in małe chińskie palce dłoni. Przy deptaku z prawej strony coraz droższe plaże, a z lewej hotele przy których rosną imponujące palmy. I tak idziemy i nic się nie zmienia, w zasadzie jak na deptaku w Stegnie czy Władysławowie, ale jest pewne 35 w cieniu i ultra przezroczysta woda. Pozostaje napić się dobrego domowego wina. Czerwonego gęstego wytrawnego ale delikatnego domowego wina. To nie te francuskie kwachy dostępne u nas.

Mirosław

297 721 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
  • fyrfle

    30 September 2018, 12:21

    Dziękuję, dobrego tygodnia i gorąco pozdrawiam.

  • 29 September 2018, 14:16

    Fajny opis.
    Miłej soboty. :))