Menu
Gildia Pióra na Patronite

16.01.2017r.

fyrfle

fyrfle

Przedświtem jest minus cztery stopnie i może z centymetr świeżego śniegu, ale za to nie ma kompletnie wiatru, a więc nie odczuwa się zimna, jak na przykład wczoraj wieczorem. Jest bardzo cicho i spokojnie, tylko trochę słychać szum przejeżdżających aut na ekspresówce. Tak spokojnie mogło być tam gdzie spadł na domy turecki boeing - śmierć może przyjść w każdej sekundzie, co więc należy robić? Każdy sobie sam musi indywidualnie na to pytanie odpowiedzieć. Ja uważam, że należy żyć pełnią życia i wycisnąć z niego możliwie wszystkie możliwości, aby być szczęśliwym, radosnym i kochać będąc kochanym. W każdej chwili o ile to jest możliwe trzeba być z tymi, którzy dają nam miłość i którym dajemy miłość. Przebywać w tych miejscach, które przynoszą nam poczucie dobrego życia. Nie należy się spinać i szukać okazji do ratowania świata. Tam gdzie można i komu można, w miarę możliwości pomagać, ale raczej szukać tych ludzi wśród najbliższych.

W styczniowej pełni księżyca wybraliśmy się do kościoła, a sama pełnia była przepiękna. Mocno świecące światło księżyca powodowało dookoła niego pomarańczową aureolę, po której przetaczały się różnokształtne chmury i znowu trzeba nam było uruchomić trochę wyobraźni, a nawet nie, aby w ich kształtach rozpoznać kontynenty, głowy zwierząt lub ludzkie postacie. Była pełnia, a więc uruchomiła ona w psach jakąś tęsknotę, która przejawiła się nostalgicznym wyciem, które znakomicie współgrały z księżycem. Szło na się ciężko, bo chodnik jest zawalony śniegiem, który wciąż pada. Ale szliśmy spokojnie do przodu, co chwilę schodząc na ulicę , która była porządnie odśnieżona i gdy nie jechały auta, to szliśmy po jezdni. Przy OSP spotkaliśmy lokalnego wagabundę Heńka, który przemierza codziennie drogę między gminną wsią, a powiatowym miastem - tym razem szedł w kierunku miasta. Był jak zwykle lekko w stanie, ale grzecznie przywitał się z nami i złożył nam serdeczne życzenia , o których pamięta przy każdym spotkaniu. Potem został nam już ostatni odcinek do kościoła.
Nabożeństwo fatimskie, to mam wrażenie jest po to, żeby babki sobie pośpiewały. Na nie składają się różne części w tym klasyczna msza za kogoś - najczęściej zmarłego i w zasadzie, to myśmy na tą mszę przyszli, ale babki sobie przychodzą i śpiewają już pół godziny wcześniej. Jakie było nasze zdziwienie, gdy po kilku minutach usłyszeliśmy przepity baryton Heńka w tylnej części kościoła. Obejrzałem się, a Heńek dyrygował babeczkami i pokrzykiwał - głośniej! Potem zaczęła się msza i Heńek dalej czynił swoje uwagi odnośnie działań księdza za ołtarzem, aż kiedy zaczęło się kazanie, to jakaś przyjezdna matrona nie wytrzymała i krzyknęła do Heńka - zamknij się pan! Nie wiedział ona, że takich afrontów Heńkowi robić nie wolno, bo jest to jak czerwona płachta na andaluzyjskiego byka. Miejscowi wiedzą, że Heńka należy traktować jakby go nie było , to zachowuje się bezpiecznie. Tymczasem paniusia rozjuszyła Heńka i Heńu podniósł swój pijany baryton do niebywałych tonów. Jeden z parafian wstał więc szybko , objął Heńka i coś zaszeptał do uszu - myślę, że obiecał mu pięć złoty na nalewkę i Heńek wyszedł.
Całość nabożeństwa trwała chyba z półtorej godziny i przypuszczam, że wiele z babuszek nie było z tego powodu zadowolonych, bo pamiętają nabożeństwa trwające 3 - 4 godziny, kiedy to poprzedni proboszczowie zapraszali księży z całej diecezji Bielsko - Żywieckiej, a i Krakowskiej, którzy tutaj głosili wspaniałe kazania, był ksiądz Natanek ze swoim rycerstwem, a całość ablucji kończyła się uroczystą procesją dookoła kościoła z figurą Matki Boskiej Fatimskiej zakupioną podczas jednej z pielgrzymek do Fatimy. Celebrowali to nabożeństwo wszyscy księża parafii plus zaproszeni goście, a teraz jeden i szybko - oj muszą być babuszki moherowe zniesmaczone takimi zmianami.
Szedłem w sobotę do sklepu i zobaczyłem dziwne zwierzę biegnące naprzeciw mnie. Miało mocno ciemno - brązowe umaszczenie , klatę jak u lwa i takąż samą wielką grzywę na szyi i ten chudy tył z mniejszą ilością sierść, tylko było małe bardzo. Kiedy przeleciało to coś obok mnie, to uświadomiłem sobie , że to jest pies. Swobodne krzyżowanie się wiejskich psów daje efekty wręcz niesamowite. Z kotami tak nie jest. Psy tymczasem idą w kolejnych pokoleniach w kształty nieprzewidywalne, stąd też czasem mamy jamnika, który ma cechy wilczura. Wolno biegające psy to tutaj niechciana norma, taka sama jak smog. Kajtki i burki są przyjaźnie nastawione i mają jak koty swoje ścieżki, ale serce do gardła podchodzi, gdy kilka metrów przed sobą widzimy mastifa lub owczarka niemieckiego, a to się też tutaj często zdarza - nam w piątek i w niedzielę. Myślę o zakupie gazu pieprzowego.
Bodajże w dzienniku z jedenastego stycznia pisałem o sielskości życia wiejskiego, ale były też ciemne strony tego, że dzieci rodziło się dużo, że były gospodarstwa typu polskie zoo i wymagały one ciężkiej pracy od świtu do nocy od wszystkich członków takiej małorolnej rodziny, co doprowadzało często do alkoholizmu przepracowanych kobiet, które miały swoje marzenia, a ich życie ograniczyło się do pieluch, gotowania, sprzątania i rodzenia kolejnych dzieci. Uciekały więc w alkohol, bo mężczyźni uciekali w alkohol z przyjemności - im było wolno. Mężczyzna alkoholik, to norma, a kobieta tabu. Dzieci tych ludzi nie miały szans na kino czy teatr - one od świtu do nocy pracował. Czasem nie szły do szkoły, bo pomagały bawić młodsze rodzeństwo. Trzeba też o tym pamiętać. Kult ziemi i pracy w takich rodzinach był ogromny. Były sytuacje, że senior rodu, kiedy widział siedzące dzieci i nic nie robiące , to wpadał w szał i o tym też trzeba pamiętać.
Powoli rozbudza się dzień. Na polu coraz jaśniej. W świetle dnia intensywności kolorów nabierają kwiaty storczyków. Choinka lśni coraz bardziej swoimi ozdobami. Zaczynam kolejny dzień życia i postaram się go przeżyć w jak największym szczęściu, dając szczęście.

297 589 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!