Menu
Gildia Pióra na Patronite

14.08.2017r.

fyrfle

fyrfle

Obudziliśmy i powitaliśmy siebie wzajem uśmiechem i dobrym słowem, przytuleniem i gorącym pocałunkiem oraz stanem szczęścia kochanych i kochających ludzi. Tak też przywitaliśmy kolejny cudowny genialny dzień sierpnia, pełen słońca, dobrych wiatrów, przecudownych barw,smaków i zapachów. Oczywiście też spotkamy tych samych codziennych ludzi i nowych jeszcze, którzy kompletnie nie zrozumieją nas, bo nie pozwalamy się sprowadzić do definicji szczęścia, miłości, do wpojonych im wartości i zasad przeżycia życia, a więc odejdą jak co dzień obrażeni, pomrukujący, z poczuciem niesprawiedliwości. Taką wiedzę przecież posiedli, a tych dwoje jest po prostu szczęśliwych i nic sobie nie robi z dorobku, twierdzeń, prawd, a nawet wiary zebranej w tysiącu religiach i siedmiu tysiącach Bogów oraz tradycji, którą wyhodował świat ludzki w przez miliony lat walki ze sobą.

Tymczasem więc był sobie popiątek, który tutaj ludzie na Sołą i nieopodal Wisły powinni byli przeżyć bawiąc się i nie zwracając uwagi za bardzo jakieś tam powinności, a więc popołudniowym piątkiem koniecznie powinni się znaleźć w Żywcu nad Koszarawą na czternastym festiwalu kwaśnicy i tam szaleć w tańcu z zespołem Baciary, a potem przeżywać genialny koncert zespołu Ich Troje. Baciary zawsze wychodzą na scenę i przez 70 - 80 minut powodują, że ludzie skaczą i śpiewają, bo inaczej się nie da. To co grają jest po prostu doskonałe i życiodajne. Michał Wiśniewski słusznie powiedział potem, rozpoczynając koncert Ich Troje, że występować po Baciarch, to jest nie lada problem, bo każdy inny zespół musi utrzymać w ludziach temperaturę ich koncertu i bawić ludzi przynajmniej tak samo. Zespołowi Ich Troje się to naprawdę udało. Chyba nie ma drugiego wykonawcy w Polsce, który tak poważnie traktuje to co robi na scenie, a tym samym szanuje widza. Muzycy, wokaliści, chórki i balet, to w sumie jakieś 20 osób i perfekcyjna oprawa sceniczna, no i ponad dwie godziny niesamowitego show , to wzbudziło mój podziw. No i bezkompromisowe prawie prezentowanie swoich poglądów w piosenkach, w wypowiedziach ze sceny do widowni, to mi się podobało bardzo i ich autentyczność. Szacunek, tak szacunek mój budzą jego przekleństwa, twarde nie wobec homoseksualizmu, świadomość swojego alkoholizmu, życia na przekór wszelkim zasadom religijnym , społecznym i państwowym. Jest sobą, jest uosobieniem wolności totalnej, która nie jest jednak bestią jak bywa na przykład niejedna religia czy nie jedno społeczeństwo sklecone z lęków zawartych w ideologiach i zboczeniach autorytetów. To był jeden z najwspanialszych koncertów jakie przeżyłem. Oczywiście zgodnie z zapowiedzią obserwowałem twarze ludzi. Szczególnie dwie zwróciły moją uwagę. Kobieta i mężczyzna około sześćdziesięcioletni, którzy na twarzach mieli wypisane szczęście, że uczestniczą w tym koncercie, że są pośród tych setek wybrańców narodu, którzy znaleźli się w tym miejscu i są prawdziwym zjednoczeniem w dobrej zabawie, ponad wszystkimi podziałami. W ich twarzach była duma i szczęście, że są tu z nami wszystkimi i genialnie się bawią. I widziałem tą drugą część ludzkości siedzącą przy stolikach, pod parasolami z napisem Żywiec, która nawet nie potrafiła wykorzystać tego święta jakim były koncerty Baciarów i Ich Troje. W ich oczach codzienna konieczność życia. Usiedli tam by omówić codzienność: interesy, plotki i napić się, nie umieją wyjść poza swoje codzienne plemię i kod czynności.

Po takim koncercie nie chce się spać, bo po takim koncercie mimo zmęczenia chce człowiek kochać drugiego kochającego go człowieka. Chce się z nim być jak najbliżej, jak najszczęśliwiej, jak najrozkoszniej.

Sobota jest zawsze dniem sprzątania i normalni ludzie nie robią z tego problemu, pod warunkiem, że sprząta się tyle ile trzeba, czyli sprzątanie nie jest wewnętrznym przymusem, natręctwem perfekcyjnej czystości. Trzeba znaleźć w tych prostych obowiązkach czas na pocałunki, na przytulenie, na piękne słowa do siebie, na wspólne przygotowanie obiadu, upieczenie ciasta czy zrobienie koktajlu owocowego. Jeszcze naprawdę da się wyjść do ogrodu i nacieszyć się tysiącem barw i kształtów kwiatów oraz walkami kotów, których ścieżki przecinają się w naszym ogrodzie. Popołudniu znowu był czas świętowania nad Koszarawą, a więc uczestniczyliśmy w genialnym koncercie zespołu Krywań, śpiewając, tańcząc, skacząc, klaszcząc, pokrzykując. A wieczorem niestety organizatorzy zaserwowali nam pana Francesco Napoli, który kompletnie nie umie znaleźć się na scenie. Koncerty z półplejbeku powinny być zakazane. To co zrobił Włoch , to cwaniactwo i nieuczciwość. Żeby chłopu nie chciało się znaleźć muzyków i zagrać konkretny koncert z chórkami i baletem. Mógłby dać wspaniałe show, a była lura. Ze strony organizatorów festiwalu strzał w stopę, jak zresztą moim zdaniem kolejne niby gwiazdy w dniu następnym, który zdecydowanie postanowiliśmy sobie odpuścić. Czesław Śpiewa, Fancy(odgrzewany kotlet lat osiemdziesiątych) i dwóch didżejów lat dziewięć dziesiątych po prostu naszym zdaniem nie byli w stanie porwać ludzi do zabawy.

Niedzielę więc spędziliśmy w domu i jego okolicach, a więc z rana poszliśmy do kościoła, a tam wyłożona księga abstynencji na miesiąc sierpień. Alkoholizm, to poważny problem Beskidów, ale takich szopek się nie spodziewałem. Potem był ksiądz z Ukrainy, który przyjechał po wsparcie finansowe w remoncie swojego kościoła, a ściślej pisząc zbierał na remont jego ogrzewania, co dowodzi moim zdaniem , że jakiś problemów tam większych nie mają, bo ogrzewanie kościoła, to tutaj w Polszy jest raczej luksusem. A po kościele poszliśmy na wzgórze cmentarne, zapalić światło duszom zmarłym i pozadumywać się i popatrzeć na przecudnej urody panoramę Beskidów z Jeziorem Żywieckim i Babią Górą na czele. Wspaniałe miejsce na wieczny spoczynek z widokiem na raj. Ciekaw jestem co robi się z kościami zmarłych po tych ustawowych dwudziestu latach? Jakaś wspólna mogiła, której nie widziałem, czy po prostu miejskie przedsiębiorstwo oczyszczania miasta?

Potem spokojnymi kroki wracamy do domu, mijając kwitnące dziewanny, malwy, lwie paszcze, cynie, mieczyki, dalie, kany, klematisy, pelargonie, surfinie i ludzi śpieszących się na mszę na jedenastą trzydzieści. Niektórzy idą raz drugi trzeci enty, a potem klepsydra i może pamięć w jakiejś anegdocie się ostanie, o ile zdobyli się na jakąkolwiek niekonwencjonalność.

Wreszcie kawa czyli genialny dwupunkt każdego dnia życia. Nie żyjemy dla jakiś wzniosłości, dla poezji, dla religii, ale na pewno wstajemy żeby napić się kawy. Życie to obowiązki, plus kilka ważnych czyli przyjemnych spraw, a wśród nich kawa. Chociaż stwierdzę, że kawa, to jest poezja. Do kawy oczywiście nasze wspólne dzieło czyli drożdżowiec z dżemem truskawkowym i świeżymi ostrężynami oraz kruszonką i południe jest wspaniałym życiem.

Po kawie decyduję się napisać kilka słów na temat poezji w codzienności 21 wieku, a potem robimy sok z ostrężyn i leczo do słoików. Ortodoksi zaś mnie zrugają jak psa, że katolik i nie szanuje niedzieli, ale najpierw wolność, aa potem zasady. Wolność zaś jest piękna, smaczna, jest wspólnotą tworzenia i komponowania smaków, że sok wyszedł genialny, a leczo wspaniałe, a w międzyczasie był czas na lekturę Pilcha czy wpisowe utarczki w internecie z ludźmi, którzy uważają, że racjonalność i wiedza, mają prymat nad improwizacją totalną wżyciu i opieraniu się na tym co w danej chwili czuje się , że jest dobre dla nas i że stale trzeba być czujnym i gotowym na zmiany, dostosowanie i wykorzystanie dostosowania do swojego. Albo my sterujemy naszym życiem, albo nami sterują, a najczęściej lawirujemy i tyle, zakładając tysiące i jedna maskę. Świat oparty na wiedzy i racjonalności takimi nas właśnie kształtuje w ostateczności.

Pod wieczór przyszedł czas na na oberwanie pomidorów i na przyjrzenie się bogactwu kwietnej flory w naszym ogrodzie. Przecudnie wyglądają dojrzałe kuleczki pomidorów koktajlowych, na wpół dojrzałe i te jeszcze zielone. Pięknie skrzą się w promieniach słonecznych. Światło wędruje pomiędzy nimi, oplata je, osiada na krągłych powierzchniach i zdaje się, ze bawi się w chowanego w meandrach utworzonych przez gęstość i kształtność tych smacznych i pięknych teraz roślin. Tlem dla nich jest wielokolorowość kwiatów lwich paszczy, która to dodatkowo sprawia, że ten fragment obrazu jest mini rajem, które jakby tworzyli wspólnie malarz z rzeźbiarzem, do jakichś sennych wizji Dionizosa po genialnej uczcie zakończonej erotomaliami.

Przypadkiem wzrok nasz napotyka inny mikro świat, czyli trzy krzewy borówki amerykańskiej, a tutaj znowu konstelacje barw, gry świateł. Różne tonie zieleni, a w nich biel, róż i granat gron owoców, kryjące się przed łakomstwem kosów i szpaków w zielonych okach siatki ogrodniczej, założonej na korony krzewów tak, aby nie plątały się w nie jeże. TU znowu pewnie oburzenie nastąpi, ale nie żal nam jak się zapląta w siatkę żarłoczny ptak, a szkoda nam jak się zapląta jeż. Życie nie ma jednakowej wartości. Wartość życia mierzy się nie kolidowaniem z naszymi interesami, lub jak to życie dzieli się swoim życiem z naszym życiem. Wtedy mówimy o miłości szacunku nawet. Uczony i człowiek wiedzy zruga mnie, ale on myśli, a ja żyję.

Kiedy się patrzy z góry na rabatę lwich paszczy, to przypominają one świerkowy las, z tym, że gałęzie lwich paszczy są na wszelki sposób kolorowe, gałęzie czubków roślin. Znowu można to co się ma przed oczami porównać dzieł różnego rodzaju artystów, bo może to być obraz, gobelin, dzieło koronczarki czy hafciarki. Są arcy cudne kwiaty lwich paszczy i dlatego absolutnie nie scinamy ich, bo dojdą kolejne odgałęzienia, a na nich kolejne kwiaty, i ten obraz oczom będzie się zmieniał z każdym porankiem, z każdym popołudniem, z każdym zachodem słońca, a my będziemy do niego wychodzić i sycić się nim, sprawią, że nasze życie będzie bogactwem, szczęściem , euforią, pełnią. Spojrzenie zaś na te kwiaty z boku i w pomiędzy ich barwne wielokształcie, to zda się już dostąpieniem raju jest , jakimś wsłuchaniem się w muzykę, która domyślamy się będzie nam grana tam w niebiosach, gdzie nut jest więcej, skali, barw, zmysłów, a wszystko to stworzy symfonie doznań i tutaj mamy jej namiastkę.

Obchodzimy w koło tą rabatę i oczywiście zagłębiamy spojrzenia w ogniska jakimi są kwiaty aksamitek. Jedne płoną żółtym ogniem płatków, drugie pomarańczowym, a kolejne brązowym i bordowym, a jeszcze inne zjednoczyły te kolory w jednym kwiecie i są mini mozaikami kwintesencji lata. Zachęcają do bujności życia, do korzystania z niego tu i teraz, bo to nieprawdą jest, że gdzieś indziej dostaniesz więcej i piękniej. Możliwości tej ziemi od innych pewniejsze i mówią - wy to wiecie boście nas stworzyli, wykarmili, wymodlili, dopieścili myślą, słowem, spojrzeniem.

Spoglądamy w chylącą się tarczę słońca, która kieruje swoje promienie na rabatę kwiatową ciągnącą się wzdłuż południowego ogrodzenia, a składającą się z aksamitek, lwich paszczy i astrów. Wgląda jak rzeka kolorowej wody płynąca wbrew wszelkiej logice w górę i mająca swoje ujście w objęciach promieni słonecznych. Dziwne, nie czujemy przesytu, jesteśmy jakby częścią tych barw, tych kształtów, tego światła, tego szczęścia.

Wędrujemy w północne rewiry ogrodu, żeby oddać zachwyt i docenić piękno mieczyków rozkwitających ponad pomarańczowymi główkami nagietków. Rozkwitł już żółty i wabi trzmiele. Tuz obok niego są czerwone, a z nimi cytrynowy. Dają tyle radości, wzbudzają prawdziwy podziw. Przebywanie w ich wielkości nie przytłacza, bo nie chcą nami zawładnąć, wykorzystać nas, wtrybić w swoje nieuczciwe podejście do życia. One nic nie chcą, a i tak dostaną zachwyt, dobre słowo i ciągłe spojrzenia tam z okien domu i sprawią, że co kilka godzin wyjdziemy do nich by na chwilę poczuć ...dostać bezinteresowne piękno.

koniec na dzisiaj, teraz poezji mi trzeba...kawy.

297 598 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
  • fyrfle

    16 August 2017, 10:05

    Spoko,dziękuję za odzew w imieniu portalu, żem czytany :)