Menu
Gildia Pióra na Patronite

16.06.2015r.(drzewa i krzewy)

fyrfle

fyrfle

Nim wyszliśmy zanurzyć się w te zielone oceany zbóż i dać się naturze ponieść na wszystkich zmysłach, to musieliśmy przejść przez sad Teresy i Jana, a tu kilkanaście arów pięknie rozłożystych jabłoni, grusz, śliw, brzoskwiń. modrzewi i pod nimi rosnących porzeczek, agrestów, jeżyn, malin i wszelkich jagód. Takie małe, ale pełne głębi jeziorko barw, smaków, zapachów i wręcz ocean dźwięków. Lubię tu zachodzić o każdej porze roku, każdej porze doby, zawsze coś dla siebie uszczknę z tej poezji. Nie, nie uszczknę, dostaje pełne nasycenie możliwości natury w służbie dobra, miłości, twórczości. Teraz to czereśnie - jedne już wręcz nabierające czerni od nagromadzenia dojrzałości i słodyczy, a drugie powoli kształtujące się w ten cudowny kształt i smak, a ich czas nadejdzie w lipcu.

Potem wyszliśmy i kierowaliśmy się wzdłuż opłotków wiejskich zagród, a tu niesamowite kompozycje z drzew i krzewów, tak jakby ktoś dawał ze serca, nie zastanawiając się, nie kalkulując. Ogromna wierzba, a pod nią trzymetrowej wysokości dzika róża - jedne swoje ramiona opiera na grubym pniu wierzby, inne zwisają majestatycznie, tworząc wielkie łuki niczym sklepienia gotyckich katedr, a jeszcze inne wczepiają się w ramiona bzów, których kwitnienie dogasa i przechodzi w tworzenie zawiązków owoców. Te-en krzak bzu jest też piękny i znakomicie wkomponował się w to trio - wierzba, róża, bez. Zaraz ogromna akacja i znowu jakby dawała schronienie gąszczu leszczyn i damach. Ludzie mówią, że te leszczyny i damachy są tu od zawsze i stanowią jakby naturalne ogrodzenie dla łąki znajdującej się za nimi. Za tą urodziwą kępą zaczyna się z nich ściana ciągnąca się przez chyba ponad sto metrów i skręcająca potem do głównej drogi. Późnym latem to kraina słodyczy i luksusowego smaku orzeszków laskowych. Dobrze, że takie miejsca jeszcze są. Potem po posiedzeniu pod lipą ruszyliśmy wgłąb zielonych pól, a tam na szerokich miedzach i rowach znowu zestawy z grusz, czereśni, leszczyn, orzechów włoskich, jabłoni i wszelkich śliw. Przypomniało mi się jak pasałem krowy na takich rowach i polnych drogach i zawsze można było zasmakować konferencji, koszteli czy malinówki, albo węgierki lub damachy. Nikt ich tam nie sadził, a jednak tam były , coroczne, niezawodne, zdrowe. Wreszcie skręciliśmy przez pole pszenicy i doszliśmy do dwóch czereśni rosnących już kilkadziesiąt lat w szczerym polu - to dopiero dziw. Jedna o owocach żółtych i lekko różowiejących , a druga z owocami ciemno czerwonymi , jędrnymi i soczystymi. Po prostu tam są i kto chce podejdzie czasem spacerując by się uraczyć ich dobrem. Na tych drogach pełno jest takich przemieszań drzew i krzewów, które spacerującym czy jeżdżącym rowerami dają poczucie, że jest się jakby w oazie. Takie piękne dzikości przywodzą mi na myśl serce. Serce jest taką oazą wiecznej dzikości i porywów nie kontrolowanej spontaniczności. Serce zawsze każe nam dać w każdych warunkach, niczego nie żądając. Serce jest dzikie i tryska radością, chęcią korzystania z życia, a my zabijamy je rozumem, zasadami, prawem,...Serce nie wpadło by nigdy na to by coś sprzedać - ono zawsze daje i zawsze nie ogranicza. Rozum przez serce, nigdy odwrotnie. jest odwrotnie u ludzi i jeszcze nazywa się to roztropnością. Dlatego tak daleko nam do spełnienia i choćby uczucia spokoju, a miłość? Sprzedajemy ją chcąc za wszelką cenę utrzymać się w stadzie, a stado przecież zawsze okala pastuch elektryczny lub pastuch z batem i ze zdegenerowanymi służalczymi psami.
Powiadasz Alu, ze oni sprzedają swój punkt widzenia. No własnie. Boli mnie to. Buntuje się przeciw temu, czuję, że tak muszę. Nawet kiedy chodzę na medytacje, gdzie uczą mnie miłości, szacunku, tolerancji, jakiegoś powrotu do samego siebie, to na końcu jest ten zgrzyt, bo mówią zapłać za te lekcje, niby dobra i rozumienia wszechświata. Tam gdzie jest zapłać wyczuwam jakiś fałsz, to nie jest moje, dlatego chodzę tam, ale tak naprawdę szukam na tych spotkaniach ludzi - ich słabości, trosk, ciepła, słów, zapachu, smaku, dobra i zła. Żyjemy tu i teraz i dane nam postrzeganie świata pięcioma zmysłami i z nich powinniśmy korzystać i przez nie dawać sobie radość w każdej chwili tu losu. Oni twierdzą, że widzą anioły, słyszą je, rozmawiają z nimi - co z tego?, jak ja chcę rozmawiać z nimi i marzę o prawdziwej przyjaźni, w której wystarczy szczerość i dzielenie się odbieraniem piękna świata przez pięć zmysłów, rozmowy o filmie, poezji, książkach, seksie, ludzkich namiętnościach, złościach, dyskusje czy miłość to pojęcie teoretyczne czy jest coś takiego poprzez czyn i życie człowieka. Modlę się, medytuję, rozmyślam, drążę i nigdy nie przemówił do mnie Anioł, Diabeł czy jakikolwiek z całego politeizmu Bóg, tak więc mi trudno o wiarę, bo jestem stąd, z tych pięciu zmysłów i nimi chcę przeżyć tu i teraz jak najmocniej, jak najgłębiej. Naprawdę te możliwości tych pięciu zmysłów wystarczą, a reszta jest tematem zastępczym i należy się zgodzić z Marksem - to opium ludu, któremu nie jest dane , to co tu i teraz mu się należy. Dlatego odezwij się zwykły człowieku w swej prostocie - do Ciebie piszę, Ciebie szukam.
Brakuje mi Ciebie teraz kiedy jem te kruche rogaliki z różaną marmoladą i piję tą aromatyczną i o jedynym smaku moją codzienną kawę. Mogłaby być naszą codziennością. Ten zestaw jednak jest dobrem, pozwala na rozmyślania i ten tekst, a reszta może jest rzeczywiście stworzona przez Boga i dana tylko tym, którzy się gną w kolanach i pełzają pod jego kryteriami, na łańcuchach wiary zwanej posłuszeństwem?

297 711 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!