Menu
Gildia Pióra na Patronite

Obserwacja ze świata wewnętrznego. #2 Sen

Michał Kościej

Michał Kościej

Namalowałem obraz. Farbami uczuć, pędzlem emocji na płótnie myśli. Arcydzieło, którego nikt nigdy nie zobaczy, gdyż ukryłem je tak głęboko, że lada godzina i sam nie będę go w stanie odnaleźć.

Sala teatralna z liczbą miejsc większą niż nieskończoność, a wszystkie zapełnione. Na jednym z nich siedzę ja, w fotelu z różowym obiciem. Otacza mnie nieprzenikniony mrok nasączony iskrami oczu. Wszystkie skierowane w jednym kierunku, sceny, która swoim blaskiem przyćmiła słońce. Półokrągły parkiet z ciemnego dębu, ściany białych kolumn ze szczerozłotymi filarami oraz kurtyna czerwieni intensywniejszej niż umysł Żyda z Trewiru. Na parkiecie para tańczy walca.
On, jak cień, który zarysem jest jedynie człowieka, z twarzą, a jednak bez niej w smokingu czarnym jak śmierć zwieńczonym muchą bez koloru. Ona, w sukni balowej o pięknie haftowanym gorsecie, który podkreśla, każdy centymetr ciała. Suknia wciąż zmienia kolor. Z zielonego na niebieski, potem czerwony, z czerwonego na purpurowy, by na końcu stać się biała jak wczesnozimowy śnieg. Delikatne dłonie ozdobione rękawiczkami obejmują cień. Na serdecznym palcu widnieje pierścionek z ogromnym diamentem o niezliczonych skazach. Pierścień jest za duży, a brylant za ciężki, wciąż próbuje zsunąć się z palca. Smukłe ręce, o naturalnie śniadej barwie, płynnym ruchem pędzla przechodzą w barki o zbyt wystających obojczykach. Na skórze prawego ramienia błyszczy się piękna róża koloru wiosennego nieba, choć artysta do jej wykonania użył jedynie czarnego tuszu. Pędzel sunie wzdłuż długiej szyi, zakreślając bliznę z lewej strony. Włosy kobiety jasne niczym letnie kłosy pszenicy, związane w potężny warkocz przeplatany platynowym łańcuszkiem, który rozświetla go jak gwiazdę u kresu swego istnienia. Pociągłą twarz ozdabia uśmiech równych, perłowych zębów. Nad lewym kącikiem warg znać pieprzyk, malutki - choć nie do ominięcia, nawet dla wpółślepego obserwatora. Dwoje oczu o kolorze arktycznego lodu wciąż wpatruje się w beztwarz.
Para wiruje w kolejnych obrotach tańca. Ona ciągle wpatrzona w cień z uśmiechem euforii, który wzbudza we mnie smutek. Wtedy na ułamek sekundy, jej oczy krzyżują się z moimi. Jasne zęby znikają za brązowymi ustami, odcieniu jesiennych liści, a uśmiech wciąż obecny, ale już nieeuforyczny, zadaje mi pytanie. Jakie? Szukam, nie znajduje. Chcę się zerwać, pobiec w jej stroną, chcę się dowiedzieć o co mnie pyta. Pragnę. Muszę. Nagle jej wyraz znów się zmienia. Ponownie rozsiadam się wygodnie w fotelu, pochłania mnie otaczający mrok, a oczy zmieniają się w iskry. Wiem co mówiła tym razem „za późno”.

833 wyświetlenia
31 tekstów
14 obserwujących
  • 10 December 2015, 20:56

    Czytałam z zapartym tchem. Magia.

  • Michał Kościej

    29 September 2015, 22:51

    dziękuję

  • chrupcia

    29 September 2015, 22:41

    Jacie zachwyciłam się tym ^^