Menu
Gildia Pióra na Patronite

11.01.2018r.

fyrfle

fyrfle

Jest tak, że jedzie Polak kilkaset kilometrów z Polski do Polski ułożyć sobie życie na nowo w miłości , pracy, tylko, ze jak Bóg przykazał, a nie kościelne doktryny i ludzkie przesądy i zniewolenia, więc najdelikatniejszą z obelg jaką słyszy jest "PRZYBŁĘDO". A co się dzieje gdy Polacy wyjeżdżają przynajmniej te 1000 kilometrów na zachód i próbują tam się poskładać w jakiejś uczącej nas tak zwanej tolerancji Holandii czy w słynących z szacunku do prawa i porządku Niemczech? No tam jest tak, że mógłby być, czy nazwać się "MURZYNEM", ale nie ma czarnego koloru skóry, a jego paszportu nie wydano w Surinamie albo na Antylach Holenderskich. I do tego wniosku przez 30 lat przemyśleń na holenderskiej emigracji z wyboru (jak to ładnie zaznaczyła) doszła reżyserka filmu "Pomiędzy słowami" Urszula Antoniak. Ale po co o tym kręcić półtoragodzinny film fabularny i to na czarno - białej kliszy?

Dawno dawno temu już ktoś mi opowiadał, że jest taka książka "Sto metrów od Aleksanderplatz". To ponoć opowieść o Ślązakach, którzy wybrali "łatwy" niemiecki chleb, zaparli się polskości i wyjechali na te "czerwone paszporty" do Raichu i tam próbują już kilkadziesiąt lat udowodnić sobie i Niemcom, że oni też są Niemcy. No i ta książka podsumowuje, że oni zawsze będą widzieć tą niemieckość w Niemcach, czasem nawet w sobie, ale zawsze będą kilka faktów gorszym sortem Niemca. Emigracja jest klęską i tyle, może jedynym krajem w Europie przyjaznym Polakom jest Irlandia? I daj Boże żeby tak zostało.

Wczoraj na szóstą więc pojechaliśmy do żywieckiego kina "Janosik" na projekcję filmu pani Antoniak i potem na po projekcji na rozmowę z nią, która to po trzydziestu latach wraca do Polski w atmosferze reżyserki kontrowersyjnej, skandalizującej, innej - takiej o której mówią salony filmowe Europy.

Czemu film nakręciła na czarno - białej taśmie? Jakby to był straszliwy dramat ludzki w stylu "Listy Schindlera" czy " Korczaka". Jest to dramat, ale nie tej skali co Niemiecka maszyna masowych mordów. Mimo,ze wnioski z emigracji są jednoznaczne, to nie ma co tego świata pokazywać na czarno - biało, bo jednak jest pełen możliwości życia: nauki, pracy, rozwoju duchowego i intelektualnego, kultury, wszelkiej rozrywki aż po szczyty hedonizmu i aberracji wolności, czyli możliwości unicestwienia się gdy jest się chorym, troszkę się cierpi lub gdy zbyt wolno się umiera i trochę boli to umieranie, a nie pielęgnowało się cierpliwości, pokory i modlitwy. Taki to czaro - biały jest holenderski i zachodni europejski świat.

I takim jest ten emigrancki Polaków świat, ich los - życie. Wyjeżdżają młodzi, piękni, często bogaci, jeszcze częściej wykształceni i żyją tam sycie, korzystając z wszelkich możliwości uciech i dogodzenia chuciom. Tylko nigdy nie są u siebie, tylko nigdy nie będą na swoim, tylko zawsze są zgorzkniali, tylko nie umieją kochać bezinteresownie, tylko hodują w sobie wyniosłość...wobec niżej stojących Polaków i nienawiść ich podświadomie żre do butnych Niemców, którzy są panami ich losów , ich woli, ich snów, niszczą ich marzenia, niszczą ich wewnętrzną strukturę osobowości.

Po co w filmie jest motyw ojca przyjeżdżającego z Polski(Andrzej Chyra) do syna młodego i pięknego(Jakub Gierszał)? Żeby przekonać nas , że nasze pokolenie pięćdziesięciolatków to nieudacznicy i ludzie zniszczeni przez dwa systemy polityczno - społeczne naszego życia? Że żerujemy na swoich dzieciach, których zniszczyliśmy i przez nas wybrali emigrację? Głupie to i fałszywe myślenie. My zawsze jesteśmy u siebie, jesteśmy solą, jesteśmy narodem , społeczeństwem i jesteśmy religią tutejszą, czego reżyserka nie pokazała, bo nic o Polakach nie wie. Ma jakieś żale do wszystkich mając wiele wiele więcej niż my, ale to my jesteśmy, że tak napiszę w nirwanie życia, a oni są tylko obcy wszystkim, a przede wszystkim nienawidzą siebie.

Nie zostaliśmy na rozmowę z reżyserką po seansie, bo mam niewyparzony język i za bardzo mnie korciło by jej przywalić. Znowu byłoby jak na Cytatach, Kształtach czy nawet u mojego Przyjaciela Kazimierza, a najbliższe kino pokazujące filmy do pomyślenia, no to chyba "Światowid" w Katowicach. Bałem się, że dostanę wilczy ticket.

Za 350 złotych zrobiono mi rezonans magnetyczny kręgosłupa szyjnego, bo chciałem sobie sprawdzić stan jego i wiedzieć co mogę i co powinienem. Kanał ma już tylko 7 milimetrów, a w związku z tym nie napiszę jakiś traumatycznych wierszy. Innych boli bardziej, a ich życie to droga przez mękę, a nawet Golgota. Ja naprawdę jestem bardzo szczęśliwym,wesołym i ironicznym człowiekiem, a to ostatnie, to bardzo delikatne określenie faktycznych myśli przekładanych rzadko na papier, bo odbiorcy wciąż niedorośli na portalach pisarskich i w życiu też. Wolno kabaretom ale to kabarety, a ty fyrfelku żyjesz pośród głębokiej choć wygadanej DULSZCZYZNY.

W poniedziałek chcieliśmy coś obejrzeć sensownego po południu. Telewizja oferuje fabularne dokumenty z miast i wsi polskich o życiu dulszczyzny zrobione dla murzynów albo robotnic koreańskich fabryk. Poszukaliśmy na VOD i wyszukaliśmy słowacki film z 2009 roku "Spokój duszy" w międzynarodowej obsadzie, a więc też z Robertem Więckiewiczem. I zacznę może nietypowo opowiadać o tym filmie, bo zacznę od cudnej ballady, która odbywała się na końcu filmu, kiedy przewijały się napisy końcowe. Śpiewana kobiecym głosem urokliwa melodia ze słowami życiowo - religijnymi po prostu porwała mnie i muszę spróbować gdzieś ja odnaleźć w sieci.

Najlepsza scena w filmie to ta, w której widzimy kościół pełen ludzi, a z treści wcześniejszej filmu wiemy, że jest to "wspólnota" złodziei, oszustów, cudzołożników, leni, alkoloików, kłusowników, łapowników czyli mamy taki samo obraz katolicyzmu jaki co niedzielę oglądamy w swoich kościołach parafialnych w Ojczyźnie naszej umiłowanej Polsce. "My Słowianie" chciałoby się z gorzkim sarkazmem krzyknąć ze szczytu jakiegoś w Tatrach czy Beskidach, a echo pewnie odpowiedziałoby recytując jak Kaj cudnie... 10 przykazań.

Piękne są nasze słowiańskie góry, piękne są nasze słowiańskie jelenie i tacy dramatyczni jesteśmy my słowiańscy he he jelenie, no to filmy wychodzą, że tylko patrzeć!

W filmie jest Rom - dla niewtajemniczonych Cygan i ten Cygan pracuje!!! Ba! Ten Cygan jest przełożonym Słowaka!!! Więcej też zarabia od tego Słowaka, ale to wszystko co jest pozytywnego o Romach w tym filmie. Dalej i wcześniej już tylko kradli, kradli, żebrali, zebrali i żyli unoszeni wiatrem swoich zniewoleń. Teraz będzie pewna dygresja, której nie mogę się naprawdę oprzeć. We wtorek żeśmy sobie wynaleźli na YT koncert pana Maleńczuka, który to opowiadał jak to siedział w więzieniu i tam spotkał raz w życiu Cygana co pracował,a ten mu opowiedział pewną mądrość romską, że po co pożyczać, jak można ukraść i mieć swoje. Powiedział mu też, że Romka jest dziewicą dopóki jest silniejsza od młodszego brata, sprytniejsza od starszego i do tedy kiedy ojciec nie wróci z więzienia.

297 748 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!