02.11.2018r.
Jest drugi listopada, a więc Dzień Zaduszny, tymczasem życie w świecie przyrody kwitnie w najlepsze. Patrzę na teraz przez podróżowione kwiatami kaktusa i storczyków okulary okna zielonego pokoju. Tam za bramą wciąż żarzą się kwiaty aksamitek jak mocne żarówki jakiegoś neonu reklamowego. Przyprószone nie siwizną śniegu, a złotymi apaszkami liści klonu, który sąsiaduje z nimi i współgra z nimi w ich jesiennym pięknie.
Po tej stronie ogrodzenia zielenieją w najlepsze nasturcje, a pośród tej intensywnej zieleni świecą się w najlepsze żółto-czerwone ich kwiaty, kierując swój czar na południe,a więc do źródła światła, którym jest słońce i dzisiaj szczodrze je obdarza, czyniąc je blaskiem na firmamencie ogrodu. Na środku rabaty zaś czerwienieje dumny kwiat szałwii, jak miłość co szczęśliwą jest wbrew wszystkim i wszystkiemu. A dookoła niej nie rezygnują ze swojego piękna pomarańczowo i żółto kwitnąc nagietki. Ponad nimi wznosi się wysoko róża i jeszcze raz wypuściła pąki, które powoli krzeszą się w niesamowity ogień przecudnych kwiatów.
W północno zachodnim rogu tej rabaty jest swoiste królestwo lawendy, której krzak rozrósł się do ogromności i skutecznie opiera się kolejnym atakom zimy, dając od późnej wiosny do późnej jesieni aromatyczne piękno niebieskich kwiatów, których kłosy tworzą przebujną enklawę, na której pożytek znajdują pszczoły i motyle. Całość stanowi iście królewski widok. Zawsze kiedy wpatruje się w lawendy rozczochrany pióropusz, to zaraz automatycznie nucą przewspaniałej urody melodię piosenki zespołu Marillion zatytułowaną Lawender Blue. Jeśli czytacie te słowa, to poszukajcie jej i może słuchajcie jako tło do tekstu, jest naprawdę naprawdę piękna.
Przy wschodniej ścianie naszego domu odbywa się kolorowy taniec zaplataniec, który tworzą wysoka do pierwszego piętra róża pnąca i wyrośnięty do piętra drogiego powój. A u ich stóp, a spod ich bujnego zakręcenia wychylają się drobne niebieskie kwiaty maciejki i wciąż uspokajają swoim zapachem i jakby rozświetlają mroki ducha z wczesnych i długich wieczorów. A róża i powój wiją splątane wiją się w najpiękniejsze girlandy ukwiecone paletą kolorowych dzwoneczków powoju.
Trzy kroki dalej przy filarze prowadzącym do wejścia do domu drepcze sobie krok po kroku do góry klematis i co kilkanaście centymetrów rozkwita niby rozgwiazdą bordowym wielkim kwiatem. A czepiając się jego kroczą za nim liany groszku kolorowego i nie pozostają dłużne kwitnąc drobnymi fasolkowatymi kwiatuszkami, które również rozsiewają rozanielający zapach. Jeszcze obok w donicy jest wysepka smagliczek, która przypomina ławice mikro neonków.
Jest przedpołudnie, a słońce bardzo śmiało swoją jasnością i swoim ciepłem wdziera się do pokoju, sprawiając, że pisząc dostępuje jednocześnie kąpieli w drobinkach kosmicznego rozgrzanego pyłu. Naprawdę dobra to chwila, pełna spokoju twórczego, przekształcającego się poczucie dobrego życia.
Autor