Menu
Gildia Pióra na Patronite

#1

Jesień. Południe. W końcu ładna pogoda. W końcu znajduję czas na to, żeby odezwać się, żeby przekazać wszystkim pustym stronom, że jeszcze żyję, że może już nie walczę, ale że jeszcze oddycham, że jeszcze serce bije i że tkwię w zmęczeniu, choć przestałem biec. Przestałem starać się o płuca, o czystość płuc, o każdy oddech i o to, by ten oddech rzeczywiście miał sens- napędzał całą gospodarkę, miliony sprytnych i aktywnych komóreczek, które jeszcze chcą, jeszcze pragną, jeszcze katują i, choć milczę nieustannie, krzyczą, że jesteśmy jednością i że po co jesteśmy tu jeśli nie po to, żeby być. Nieustannie biję się w pierś, bo krew płynie, a ja stoję w miejscu i z całą pewnością sprzeczność ta objawia się w chronicznych nerwobólach w klatce piersiowej i jakże boli to, że boli, że wciąż jest się człowiekiem z całą tą jego otoczką, z cierpieniem, z metafizycznym biegiem, wiecznym poszukiwaniem tego, czego nie znamy, a tak bardzo pragniemy, za czym goniliśmy przez całe dzieciństwo, a zapomnieliśmy z czasem. Kolejny raz próbuję uchwycić tę myśl, tę jedną, kolejny raz ścieram się z masą podświadomości, z którą nie lubimy się już od dłuższego czasu z przyczyn, mnie jedynie, oczywistych. Jakże dobrze złapać myśl za dłoń, nie boga, nie człowieka, a właśnie tę myśl przytulić jak poduszkę, która stała się moim najlepszym przyjacielem, choć cały świat mnie znienawidził, choć sam siebie znienawidziłem, choć znienawidziłem ludzkość to własnie w tej jednej poduszce jeszcze odnajduję grymasy przyjemności, a zimna część jakby rozumiała mnie, jakby rozumiała to zimno, które tkwi w środku i mnie buduje, jest we mnie większością już chyba, ale nieustannie utwardza wszelkie przekonania, że pisanie dla mnie z braku laku to- o ironio- pisanie do poduszki właśnie. Nie czuję się dzieckiem poezji, nie jestem dzieckiem prozy, nie czuję się w ogóle dzieckiem i być może właśnie dlatego tkwię bez pomysłu pośrodku dorosłości, z którą nie radzę sobie, bo jestem dorosły, a nie jestem dzieckiem ani trochę, tego dziecka nie ma we mnie, tej radości, która może jest zbawienna do tego, żeby z życiem iść w zaparte, nie z uśmiechem, po prostu iść, bo myślę, bo myślę, że to jest właśnie sztuka iść przez życie w zaparte, nie z podniesioną głową, nie wyprostowanym, a iść po prostu- iść i po prostu trzymać się na nogach to dla mnie sztuka; sztuką jest balans, którego nie potrzeba takim jak ja- my tylko leżymy, umieramy samotnie i w zasadzie nie obchodzi nas to umieranie, nie obchodzi nas to, że szanse coraz mniejsze, a właśnie to, że za daleko jest na spacer, za daleko jesteśmy już od ścieżki, na której jest meta, niezależnie, czy metą jest śmierć, bóg czy spotkanie z bliskimi, na końcu jest meta czyli jest do czego i po co iść.

12 wyświetleń
2 teksty
0 obserwujących
  • 28 September 2017, 06:57

    Z wiekiem traci się... rezolutność. Jak to szło? Być dzieckiem, wbić patyk w ziemię i nauczyć go kochać...
    Niestety teraz nie zastanawiamy się czy chmury na niebie mają kształt kapelusza, o którym mówił Mały Książę. Chmury to chmury.
    A szkoda.

    "po co jesteśmy tu jeśli nie po to, żeby być" - sama się nad tym zastanawiam. Podobno jesteśmy po to by się rozmnażać. Podobno.

    I myślę, że nigdy nie jest za późno na zmiany. Czasem trzeba zmienić otoczenie, by nabrać większego dystansu do wszystkiego, co nas otacza.

    "W życiu jest tak, że czasami musisz się zderzyć ze ścianą. Musisz nabić sobie potwornego guza. I wtedy ktoś, prawdopodobnie, je***ie cię jeszcze prosto w brzuch. Wówczas sobie przypomnisz, jak fantastycznie jest mieć płuca. Jak cudowny jest każdy bezproblemowy oddech. Jak cudowny jest krzyk.
    A później? Później musisz wstać, oprzytomnieć i rozwalić tę ścianę, albo ją obejść.
    Wstań, więc. Ja próbuję."
    Piotr C., Pokolenie Ikea

    (chociaż z jego książek to wolę Brud).
    Pozdrawiam!