Menu
Gildia Pióra na Patronite

26.04.2017r.

fyrfle

fyrfle

Dzisiejszy świt był spowity w jasno szarej mgle, która powodowała senność i niemoc duchową, ale wyszedłem do tego co zobaczyłem za oknem. W praktyce było mżawką i ptasimi razgaworami rozchodzącymi się z tujowych żywopłotów, świerków srebrnych i zwykłych, drzew owocowych i krzewów, którymi wypełnione są ogrody i sady ludzkie.

Mimowolnie wzrok moich oczu skierował się na wschodnią rabatę kwiatową, a tutaj ciąg dalszy specyficznej niespodzianki, która jest możliwa dzięki tegorocznej zimnej i deszczowej wiośnie, a więc kępa kwitnących hiacyntów w odcieniach różu, jest wciąż tak samo piękna i żywotna jak miesiąc temu. Kwitną pięknie i dumnie, dając nam moc do życia ze swojej żywotności i stawiania czoła trudnym naprawdę warunkom klimatycznym i siedliskowym, bo nie dość, że w tym roku ogólnie światła i ciepła jest mało, to miejsce, w którym przyszło im rosnąć i cieszyć nas swoim czarującym powabem jest tak położone, że nawet w dni słoneczne, tą jasnością słońca, mogą się one cieszyć jedynie przez kilka godzin dnia, tylko do godzin przedpołudniowych, lecz to im widocznie wystarcza by być sobą przez sprawianie nam radości ze swojego wiosennego jedynie żywota.

Po swojej ciemniej różowej prawicy towarzyszą im stokrotki, z których bordowość jednej iskrzy pięknością wraz z nimi już od miesiąca, a pozostałe zatrzymały się w różnych etapach rozkwitania i zwyczajnie cierpliwie czekają na kilka choć następujących po sobie dni ze słońcem i ciepłem jego promieni, które otuliłby te roślinki, którego jasność i temperatura wdarła by się pomiędzy skulone płatki i rozepchała je w wielość kolejnych krwistych kwiatów i cieszyła nas przez końcówkę kwietnia i cały maj. Tak, to już dwudziesty szósty kwietnia i kwiecień nie odpuszcza, jest esencją przysłowia o nim i naprawdę w tym roku plecie co kilka godzin, a czasem co kilkadziesiąt minut warkocz, w którym deszcz, śnieg, mgła, szadź, burza, ulewa, tęcza i słońce. Z tym, że słońce jest jakby nie chcianym uczestnikiem tej wyplatanki.

Po jasno różowej lewicy hiacyntów, konsekwentnie oaza tulipanów, których kielichy są czerwone , różowe i jeden ma kolor cytrynowo - żółty. Ten najwyższy jest z nami też już spory czas, ale jeszcze nie dostał szansy, aby jego kwiat rozwinął się w pełni chociaż przez kilka godzin. Cały czas jest zimno i deszczowo, a więc pozostaje mu radować nas zewnętrznością barwy swoich płatków kielicha, w którym ambrozja jego piękna wewnętrznego wciąż czeka na dobry słoneczny czas. Pozostałe są w fazie mniejszych lub większych pączków i póki co marzą pewnie, żeby wzrostem dogonić tego pierwszego i wielkością kielicha, bo na razie są tylko pięknem przepowiedzianym i czekającym , aby stać się prorokami głosicielami wiosny.

Idźmy dalej zgodnie z kierunkiem ruchu wskazówek zegara. A tutaj, tuż za kolonią tulipanów silnie zielona oaza goździków kamiennych, którym nie pozostaje nic innego jak tylko trwać i czekać na długie majowe słoneczne dni, które pozwolą im rozwinąć się w pąki, a potem gąszcz pięknych kwiatów, które pamiętam, że dawałem na koniec roku swoim nauczycielkom wraz z wielkimi pomponiastymi piwoniami i które one tak niechętnie przyjmowały, bo oczekiwały goździków, róż, frezji i innych kwiatów, które byśmy zakupili w mieście w kwiaciarni. Nie lubiały, nie doceniały i nie chwaliły swojego piękna, piękna wiejskich ogrodów, które pełne były tych kwiatów, które my im dawaliśmy.

Prawie w tym samym miejsca, ale bliżej krawężnika rośnie krzaczastość jej dostojności lawendy, którą jeszcze czeka pielęgnacja przeze mnie, czyli powycinanie przemarzłych dość licznie łodyg i gałązek w zasie zapamiętale mroźnej podbeskidzkiej zimy. Lawendę uratowały zwały śniegu, które żeśmy na nią i resztę kwiatów zrzucali, odśnieżając dojazd i wyjazd z garażu. Teraz ma ten swój szczególny zielony kolor, taki jakby spowity mgłą . Lawenda też czeka, a właściwie ona szczególnie czeka na słoneczne dni i ciepło idące ze słonecznymi dniami, które pozwoli jej wypełnić przestrzeń tym specyficznym pięknem specyficznego błękitu swoich kwiatów, po czym zaroi się w nich od pszczół spijających ich cudnie aromatyczny nektar.

Łodygi lawendy prawie dotykają drobniutkie rośliny szafirków i pewnie rzeczywiście by je dotykały, gdyby nie to, że szafirki są takie drobne i mikrej postury w tym roku, a ich niebieskie pąki czekają od ponad miesiąca na szansę rozkwitnięcia. Tymczasem nie rosną i nie powiększają się im pąki, bo jest cieniście, zimno, mokro, a często nawet dość mroźno, że i tak szczęściem wielkim jest, że kwiaty nie pogniły lub nie wymarzły.

Bardziej nieco na wschód od szafirków w ubiegłym roku rosły posadzone przeze mnie różnokolorowe jeżówki, ale ciężką zimę przetrwała chyba tylko jedna, która próbuje rosnąć i odbić się od mokrej i zimnej ciężkiej tutejszej gleby, lecz póki co dobrze, że w ogóle żyje. Natomiast za samymi szafirkami, poruszając się nadal dookoła z ruchem wskazówek zegara są krokusy. Też mają ich specyficzne liście ze dwa centymetry wysokości i w sercu ich są mikre, może półcentymetrowe pąki, które przykurczone czekają, że jeszcze błysną pięknem i chociaż w maju, najpiękniejszym miesiącu wiosny, dołączą do swoje spóźnione możliwości w kreowaniu w dobru ludzkich dni.

A kiedy spojrzymy od krokusów na południe, to zobaczymy pięciocentymetrowe szyje żonkili i na ich końcu skarlałe dzióbkowate , a może raczej jak mini groty włóczni pąki. Ich bracia i siostry w południowych nasłonecznionych ogrodach mają teraz ze 25 -30 centymetrów, a ich kwiaty zachwycają pięknem swoim już od wielu dni, nas przechodniów wędrowców w poszukiwaniu poezji, pięknego i mądrego życia. Trochę wydłużyły się im szyję w ostatnich dwóch dniach, kiedy przez kilka godzin zagościło słońce, a temperatura powietrza osiągnęła aż siedemnaście stopni. Dzisiaj znowu ziębną i mokną roszone zimną mżawką.

Za krokusami bujniej prezentują się i mocniej wygląda konstrukcja skupiska orlików, ale też nie są one w tym momencie rozwoju, w którym od dawna powinny być. Nie mają więc długich chudych szyj z gronami pąków. Też czekają na panowanie słońca i na to, aby wiosna była wiosną ciepłą radosną bujnością wzrostu kwiatów i z mocy ich obfitego kwitnienia, w niesamowitości kształtów i czarujących zapachów.

Potem jest pusta przestrzeń przy wykutym z metalu płocie, w której były trzmieliny i rododendron, które jesienią i na przedwiośniu zdecydowałem się przesadzić, aby tutaj było mini królestwo kwiatów i teraz czeka ta przestrzeń na wypełnienie jej wyką, nasturacjami, powojami i groszkiem pachnącym oraz cyniami, astrami, aksamitkami, maciejką i słomiankami. Wierzę, że jeszcze tutaj będzie przepięknie tej wiosny, tegorocznego lata i po nim nastanie kolorowa jesień.

W rogu tej rabaty kwiatowej rosną róże,które bardzo ucierpiały smagane mroźnymi wiatrami, ale przykryte również zwałami zrzucanego na nie śniegu z dojazdu do garaż przetrwały i teraz powoli wypuszczają w górę różowo - bordowe łodygi. Za nimi jest kilka rozkrzewionych zielono łubinów, ale jeden z nich nie przeżył zimy. Po nim została brunatność i czerń wypalonych liści. A dalej są malutkie roślinki nagietków, które wyskoczyły spod ziemi na przedwiośniu i kompletnie zastopowały swój rozwój. Wyczekują na to co jest esencją wiosny: jasność słońca i ciepłe co dzień dłuższe dni oraz paliwo i moc z ciepłych rzęsistych deszczów, pobudzających ulew burzowych.

Krąg piękna, które czeka na impuls od wiosny do zaistnienia kończą lilie wszelkie zgrupowane w siłę, która kiedy dojrzeje, to jest wielodniowym pięknem, do którego nie można oderwać oczu, które pieści się wzrokiem, głaszcze ciepłą myślą i rosi wielbiącym słowem.

Tyle jest tematów dookoła do opisania z ludzkiego tygla: felietonem, ostrzem satyry, opowiadaniem, esejem czy anegdotą, ale cieszę się, że nie uległem pokusie dnia codziennego człowieka, a wybrałem czyste piękno i poezję świata roślin.

297 721 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!