Menu
Gildia Pióra na Patronite

23.08.2016r.

fyrfle

fyrfle

Dzisiejszy poranek, to było prawdziwe zwiastowanie jesieni. Moja miejscowość przeniknięta całkowicie jednym gęstym tumanem mgły. Nie widać najbliższych domostw i ogrodów przy nich, i ten wilgotny bardzo chłód osiadający na ubraniu i twarzy, że nawet spojrzenia na moje rabaty kwiatowe nie przekształcały się w radość i tym samym konieczny optymizm. Nawet kawy zrobić mi się nie chciało. Próbowałem coś czytać, ale uczucie senności i bezbarwności ducha i ciała nie ustępowało. W końcu zdecydowałem się po prostu wyjść z domu i pobyć na polu, poprzypatrywać się przyrodzie takiej jaka ona jest tych pre eliminacji jesiennych. I tak stwierdziłem własnymi oczami i zachwytem, że na bramach, płotach, żywopłotach i złociejących kępach nawłoci, pająki utkały misterne i fantazyjne babie lata, które lśniły rosą osiadła na cieniutkich nitkach. Długo oglądałem je ze wszystkich stron, ciesząc się pięknem jakim niewątpliwie są i jednocześnie sam nabierałem piękna, a niemrawość poranka ustępowała we mnie na rzecz życzliwego zainteresowania i szczerego podziwu. Ja zawsze wierzę,że tak przedstawia się nam Bóg, czyli najprościej jak można, a więc w pięknie natury i przez dobro wszelkie ludzi. To na pewno nie jest pan z brodą, bo choćby dlaczego nie miała by to być seksowna blondynka? Bywa Nim, kiedy jest kimś bezinteresownie pomagającym, rozwiązującym nasze problemy, dającym miłość, szczęście w byciu we dwoje.
Mgła szybko się przerzedzała i było widać coraz więcej konturów domów , drzew w sadach czy drzew rosnących nad rzeką płynącą fantazyjnymi zakolami i mini wodospadami przez wieś, której nurt rwący , czysty i powodujący hipnotyczne zapatrzenie w wodę omiatającą kamienie jak peleton kolarzy rozjeżdża się na rondach miejskich ulic. Potem stawało się coraz jaśniej, a horyzont ukazał niewyraźne zarysy szczytów gór. Wreszcie nagle ukazała się tarcza słońca i wszystko jakby zakrzknęło radością, to się po prostu czuło. Wracała we mnie chęć do życia, do obserwacji świata i do codziennego życia. Postanowiłem przejść się do sklepu po zakupy potrzebne do zrobienia sałatki warzywnej, takiej tradycyjnej polskiej. Minąłem kilkoro ludzi. Byli też tacy jakby dopiero wychodzili z mgły i ze zniechęcenia, ale widać w nich było pierwsze promienie jasności i życzliwości. Potem był ten wielki krzak łopianu z tymi jeżowatymi kulkami. Piękny i dumnie stojący nieopodal rzeki jakby był rycerzem czuwającym na czystością nurtu rzeki, krzyczącym aby nie wrzucać weń gałęzi i śmieci i nie palić na jej kamiennych progach ognisk z gałęzi przecinanych drzew w sadach. Wreszcie sama rzeka nad którą pochyla się dziesiątki kwiatów żywokostu, której nurt dzisiaj był bardzo spokojny i czysty i którego spokój i ta czystość oraz wielobarwne brzegi zachęcają do refleksji i chwili ciszy...może kilku wersów jeszcze modlitwy. Tak. Zastanawiałem się nad rolą modlitwy w moim życiu. Przekonałem się dobitnie, że modlitwa regularna i sprecyzowana jest wysłuchana i dostajemy to co chcemy wcześnie lub później o ile Bóg czy Wszechświat uznają, że jest to godne i sprawiedliwe, że wynika z potrzeby miłości i szczęścia. Tyle naszej władzy nad swoim losem - pomyślałem, ile w nas modlitwy.
Kiedy przyszedłem do domu, to najpierw porobiłem zdjęcia kwiatom w słonecznej łaźni i pnącemu się do góry chmielowi, który lśni setkami szyszek. Wreszcie wrócił mi apetyt i zjadłem śniadanie, a potem zrobiłem sobie kawę i jestem w tym pokoju wypełnionym po sufit ciepłem i jasnością słońca, wypełnionym wielością barw kwiatów i mocą dziejącej się w nim w każdej chwili miłości. Piszę.

297 589 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!