Menu
Gildia Pióra na Patronite

Pamiętnik samobójcy - literacka noc 7 i prawie 6.

osho713

Dzień 7 c.d. 

Wyłowiłem z rynsztoka metalowy pręt, z którego zwisały cuchnące szmaty, kawałki trawy i coś nieokreślonego w fazie rozpadu. Nade mną smuga szarego światła z prześwitu od ulicznej kratki, tej przy krawężniku, wskazywała na wczesny zmierzch lub poranek. A może po prostu było pochmurno? W moim położeniu czas raczej nie miał wielkiego znaczenia, był bardziej wskaźnikiem fetoru niż wskazówką zegara. Brodziłem w mulistej wodzie, zmieszanej z fekaliami, od czasu do czasu dało się słyszeć hałas żyjącej ulicy. Ściany były pełne śliskiego osadu, co chwila musiałem ich dotykać, by utrzymać równowagę na zaokrąglonym dnie kanału. Co kilkanaście metrów pojawiał się jaśniejszy snop światła, zatem w całej ciemności tunelu miałem tylko kilka szarych promyków nadziei, że będę mógł stąd wyjść. Ten kanał był jednak inny niż sobie wyobrażałem; żadnych miejsc, w których pręty w kształcie stopni prowadziłyby na górę, żadnych większych dekli, gdzie mógłbym próbować się wydostać.Szedłem pod przecznicami ulic, poruszałem się w labiryncie z wyciągniętym przed siebie prętem i czułem jak breja z błota zastyga na dłoni, zamieniając się w gęstą papkę. Najpierw w prawo, tylko w prawo, aż do znudzenia, potem w lewo i w końcu dostrzegłem wielki świetlisty otwór, oddzielony metalową kratą. Znalazłem wyjście, chyba jedyne jakie mogło mi się przytrafić? Nurt wody stawał się silniejszy, zamieniony w szum przypływu wzbierał, poczułem opierając się o kratę, jak ugina mi nogi w kolanach. Metalowe pręty stawiały opór, starałem się odnaleźć ujście, z którego woda spływała za kratę, ale na próżno; mój wzrok był w stanie jedynie sięgnąć poza daleki zarys jasności. Poziom stale wzrastał, a nurt stawał się coraz silniejszy, moja jedyna nadzieja to ten otwór z kratą, przez który przelewała się woda. Odwrócony twarzą w kierunku wylotu z całych sił próbowałem prętem rozpychać łączenia metalu z betonem. Poczułem jak coś uderza w moje udo i potem bezwiednie unosi się na wodzie - zamarłem. Ukazał mi się wierzch obdartej koszuli, unoszonej wyporem wody, a w niej ludzkie ciało; chciałem krzyczeć, lecz nie mogłem, byłem zbyt zmęczony wyrywaniem kraty. Oparłem się plecami o ścianę i miałem już odwrócić denata, gdy z siłą wyporu pojawiło się następne ciało; ten dźwięk, przypominający skrobanie buta po asfalcie w akompaniamencie spływającej wody mógł oznaczać tylko jedno - więcej ciał. Po kilku minutach krata była usłana kopcem martwych ludzi, byłem przyparty do muru plecami, a lewym ramieniem prawie byłem na zewnątrz. Zebrany tłum orzekł, że chce wolności, więc pod naciskiem żywiołu piętrzące się zwłoki zaczęły wypychać metalowe okucia, nie miałem już odwrotu...wypadłem trzymając się kraty, kawałki betonu poszarpały mi resztki ubrania. W ułamku sekundy widziałem setki martwych spojrzeń, wystające spod naruszonych rozkładem warg zęby szczerzyły się szyderczo w moją stronę. Prosiłem w duchu, żeby to się skończyło, gdy nagle jeszcze większa woda pochłonęła mnie bez reszty. 

...jesteś sam, byłeś od zawsze i jeśli tego sobie nie uświadomisz twoja śmierć będzie okupiona żalem z powodu rozstania z czymś, co wydawało się życiem, ale nigdy, nawet przez chwilę, nie miało z nim nic wspólnego. Beznamiętnie wpatrzony w oczy topielca nie zobaczysz blasku, nie było go nawet za życia, tak bardzo byłeś zajęty ciągłym ratowaniem siebie od upadku, że umknął jeden mały szczegół - Ty.

946 wyświetleń
27 tekstów
2 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!