Menu
Gildia Pióra na Patronite

25.04.2019r.

fyrfle

fyrfle

Dobry to czas, w którym wreszcie można wyjść w podkoszulce i krótkich spodenkach na pole, a wskazówki zegara pokazują, że jest dopiero godzina szósta minut trzydzieści. Otwieram bramy domowego raju, całujemy się, mówimy sobie - z Bogiem, kocham Cię i wyjeżdżasz do pracy, a ja jeszcze kilka chwil pozwalam się ogrzewać słońcu, a potem obchodzę ogród witając się z kwiatami, krzewami i drzewami, modląc się o Twój szczęśliwy dojazd do pracy oraz owocny i bezkonfliktowy trud, który tam podejmujesz dla dobra ludzi. Jeszcze tylko, żeby Ciebie docenili kiedyś, chociaż godną pensją.

Cóż. W tym roku nie było białego arrasu z pąków kwitów mirabelki. Niestety tym razem piękną biel przehulał halny i poroznosił drobniutkie piękno na wieledziesiąt metrów po naszym ogrodzie i ogrodach sąsiadów. Leciały płatki mirabelki jakby były ogarniete jakimś konwulsyjnym szaleństwem. Targane jakimiś wewnętrznymi sprzecznościami, z których nie mogły poskładać się w chwilę zastanowienia i nagle ryły pomiędzy źdźbła traw, pod suche liście dębów i klonów jeszcze po zimie się pałętające, uderzały o gałęzie drzew w pąkach i zaczątkach liści, o ich pnie, spadały na nastroszone tym samym wiatrem grzbiety kur, milkły w ptasich dziobach i kociej sierści, stały się igraszką ogona bernardyna. Powoli, w ciszy, kurczą się w sobie, aż staną się ponownie pyłem ziemskim. Po nich na gałęziach ukażą się malutkie zielone główki przyszłych śliwek.

Obok mirabelki rosną głóg, buk i jeszcze jedno drzewo, które baldachami kwitnie i ma owoce podobne do jarzębiny, ale nie wiem jaką ma nazwę. Teraz pączkują baldachy głogu, a buk dopiero myśli wypuścić liście. Tam jest jeszcze z tyłu jabłoń i razem tworzą zagęszczenie swoistego piękna - to nie jest sad, raczej powiedziałbym, że gęsty last, pozwalający nam przyglądać się ruchliwemu życiu fauny, czyli cukrówką, szpakom, kosom, sikorkom,wróblom, wronom, pliszkom, kawkom i zwabiającym w okolice wszystkie okoliczne koty i myszołowa. Jeszcze oczywiście jest jeż Barnaba, które uwielbia ten gąszcz, bo pod drzewami u nas i sąsiada królują maliny,a on lubi ciszę i samotność, więc ma się tam naprawdę wyśmienicie i czasem tylko możemy go spotkać gdy widocznie nad ranem znużony usypia już bez specjalnego maskowania się, po prostu pod krzakiem malin lub w cieniu aronii.

Tak jak mówisz Kochana - wszystko rośnie w ogrodzie praktycznie w naszych oczach i rośliny z każdą chwilą stają się okazalsze i coraz bardziej emanują swoim pięknem, które z biegiem dni i tygodni będzie też przekształcało się w smak. Nie zdążyliśmy nacieszyć się jednymi kolorami wiosny, a tutaj już zielono-żółtymi gronami zakwitły czarne i czerwone porzeczki i kształty tych gron naprawdę zachwycają i cieszą nas. W ich gęstwinę wdzierają się promienie słońca i jaskrawią je sprawiając, że wydaje się, że ktoś porozwieszał na tych kwiatach bożonarodzeniowe bombki. Tak, goreją takie krzaki porzeczek jasnością i seledynowym złotem swoich kwiatów, jeszcze drżą kołysane silnym wiatrem halnym, ale nie na tyle mocno, aby pszczoły nasze ukochane miodne miały jakiś problem z zapyleniem ich pobraniem tworzywa na jeden z najcudowniejszych smaków na Matce nasze Ziemi. Mogę to po prostu sfotografować, mogę pobyć chwilę z tym pięknem, poadorować je wzrokiem i przygotować myśli pod dzisiejszy opis, a mógłbym przecież się zapatrzeć głębiej i wszystko zamknąć symbolami, metaforami, porównaniami, alegoriami - napisać poezję. Cudnie mieć raj na wysokości od stóp do bioder. Po co chodzić w nie wiadomo jakie życia meandry, skoro Woda Życia jest tu i mogę sobie podejść do zachodniego okna i patrzeć na jej źródła, tak licznie bijące w naszym ogrodzie.

Wczoraj przyjechałaś do domu z pracy i przekraczając bramę domostwa przez otwarte okno w samochodzie powiedziałaś - Boże! Jak tutaj cudownie pachnie! Czujesz to!? Tak, czułem i wtedy uświadomiłem sobie, że źródło tego zapachu jest jedno, ale w trzech osobach, bo to są trzy przewspaniale kwitnące żółte hiacynty, które teraz kwitną sobie w najlepsze pod jodłą oraz pomiędzy rwącymi w górę ostróżkami i łubinami. Przykląkłem i pochyliłem głowę nad tym najbardziej dostępnym i zaciągnąłem się przeintensywnym zapachem dobywającym się z szyszki kwiatostanu hiacynta. Niesamowita chwila, niesamowite doznanie i wspaniały próg w kalendarium mojego i naszego wspólnego życia. Prosty i dobry może być sens, wystarczy się odnaleźć, wystarczy doszukać się swojej istoty i dopasować je do drugiego człowieka. Trudne, ale nie możliwe.

Wczoraj, po Twoim powrocie do domu zjedliśmy obiad, wypili herbatę, porozmawiali i oczywiście potem wyszliśmy do ogrodu. Posadziliśmy mnóstwo mieczyków, potem posadziliśmy kany i przygotowywaliśmy kolejne miejsca do nasadzeń kwiatów oraz wypieliliśmy trochę wiosennego ziela z rabat, ale niekoniecznie współgrającego z naszą koncepcją piękna, a więc były to po prostu i a jakże - chwasty! Wyszliśmy przed siedemnastą, a skończyliśmy po dwudziestej. Te chwile w ogrodzie zapalają nas w naszym zjednoczeniu i rozbuzowywują w nas uczucie szczęścia i jesteśmy tacy spełnieni w naszym życiu. Wiemy, że tu teraz to To.

Przy kamieniu do którego wtroczony jest ogromny parasol z marką najbardziej znanego polskiego piwa ostała się po koszeniu kępa mniszków i teraz kwitnie sobie w najlepsze i w najpiekniejsze. Nie będę jej usuwał, niech będzie i już z daleka zachwyca złotym kolorem kwiatów, po którym pracowicie dreptają pszczoły i na których osiada złoty pył słońca i dobra energia życiowa zawarta w jasnych, również złotych promieniach słonecznych. Podejdę, przykucnę, popatrzę i może jeszcze przyfrunie motyli i przysiądzie, rozpościerając swoje skrzydła i pozując do fotografii, którą potem ucieszę dziesiątki ludzi w wirtualnym świecie. Wiosna jest niesamowicie płodna w piękno i radosne chwile, a ziemia staje się naprawdę zaprzeczeniem padołu łez, tylko trzeba umieć zrezygnować z walki o pozycję w człowieczeństwie i przenieść, i tworzyć enklawy czystego bezinteresownego dobra, a takim dobrem jest niewątpliwie przydomowy ogród.

W takim ogrodzie możliwości codziennego zachwytu, codziennej kontemplacji piękna nie ustają praktycznie i gdy wracasz do domu, to spojrzysz w lewo i nagle zauważasz, że pigwowiec zarumienił się już od czerwoności rozkwitniętych gęsto kwiatów na łodygach rośliny i podchodzisz do niego, i oglądasz z różnych stron, bo tu czerwień jest jaskrawsza od promieni słonecznych, a tu kwitną gęściej i gałązek jest więcej, i ten fragment krzewu zdaje się być taką intensywniejszą intensywnością cudności ziemskiej natury pod Batutą Boga Wszechmogącego. Patrzysz z gór, a tutaj spojrzenie ma jeszcze inny wymiar i wraca w postaci zupełnie nowego doznania piękna. Pijany ze szczęścia zasiadasz w turystycznym krześle i chwalisz swoją konsekwencję, cieszysz się, że mozolne przemyślane działania przynoszą tak bardzo owocny skutek. Życie jest jakie ma być, jest w nim to co ma być, pozwala znieść to co w nim jest, a nie powinno być.

297 589 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!