Menu
Gildia Pióra na Patronite

16.08.2017r.

fyrfle

fyrfle

Co jeszcze mówił ksiądz Piotr w swoim wczorajszym kazaniu? Że na starość nie ma kto szklanki wody podać. Że jak wedle zasad i wartości wychowamy dzieci, to o starość możemy być spokojni. Opiekujemy się na co dzień osobą starszą , więc znamy blaski i cienie starości i generalnie to fatalny czas jest. Moim zdaniem żadne wychowanie nie przełoży się na przysłowiową szklankę wody na starość. Bo człowiek jest po prostu zagadką i nie da się go przełożyć na piękne i pobożne życzenia , które mieszczą się w pojęciu człowieczeństwa, bo to tylko encyklopedyczna mżonka jest, nie mająca uzasadnienia w ludzkości jako takiej. Warto iść w swoim życiu po tak zwaną wodę życia, ale nie wolno mieć pretensji do Losu, jeśli się tej wody nie znajdzie, albo gdy nasze starania dają efekt w postaci codziennego łyka octu z cykutą na starość. Przecież nie nasza wola ma być, ale...

Poruszył też ksiądz Piotr współczesność przez przeszłość. Mówił o bolesnych przywarach Polaków, które doprowadziły do tego, że traciliśmy samostanowienie, a Polska znikała z map Europy i świata. Jemu chodziło o to co się stało 1.05. 2014 roku czyli o pomyłce wstąpienia do Unii Europejskiej i o tym co dzieje się teraz, czyli działaniom przeciwko Polsce i Polakom, które w strukturach tejże Unii Europejskiej podejmują europosłowie Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Wszysstkim malkontentom i zwolennikom eksterytorialnych autostrad dla środowisk LGBT i emigrantów islamskich powiem: "lepszy wolności(polskości) kąsek lada jaki, niźli w niewoli przysmaki" - patrz kolaboracja z Unią Europejską. To Europa musi wrócić , tak musi, do tych wartości, które reprezentują dziś Polacy, a więc wolność , wartości chrześcijańskie, państwowość narodowa o moralności chrześcijańskiej i moim zdaniem z tym dyskusji nie ma. Agnostycyzm, ateizm, wielokulturowość, otwartość, poprawność, to esencja zła.

Jak się świętuje urodziny? Można jechać do markowej knajpy gdzieś w górach i czekać na zupe z torebki 40 minut, a potem kolejne 40 minut na byle jak przyrządzone danie zasadnicze oraz byle jak podane, no i w skwarze i tłumie ludzi, którym się zdaje, że wypoczywają. Dlatego też lepiej jest rozpalić ognisko w ogrodzie i piec kiełbaski, oscypki, chleb i ziemniaki, a potem jeść je z pomidorami, ogórkami małosolnymi, czosnkiem, masłem i bryndzą, popijając te delicje żywieckim piwem. Potem jeszcze zaparzyć w szklankach kawy i pić ją spokojnie i ze smakiem, przygryzając drożdżowcem z dżemem truskawkowym i ostrężynami. Oczywiście serdecznie śmiejąc się i wymieniając poglądy w oparciu o lekturę "spisu cudzołożnic", wielkiego luterskiego i wszech Polaków wieszcza - Jerzego Pilcha oraz Gościa Niedzielnego i Polityki. Kochamy te skrajności nasze polskie. Dookoła nas ciepło słońca i jego jasność, multum kolorów wypracowanych przez nas w trudzie kwiatów oraz wielość smaków naszych warzyw. Pokój w nas, szczęście ze świadomości wzajemnej miłości i Polski Polaków, zwłaszcza tutaj na Podbeskidziu.

Wisienką na torcie( tort jest nie potrzebny gdy na stole drożdżowiec) jest wspólna wędrówka na Matyskę. Bierzemy kilka owoców, półtora litra Muszynianki i wpieriod. Dzisiaj spokojnie, bez pospiechu, zwracamy uwagę na mijaną soczystość polskich barw i polskich smaków oraz oczywiście na ludzkie twarze. Bielejąca zieleń papierówek, to na pewno przyciąga wzrok. Stare drzewa o wysokości jakieś 5 metrów i szerokości około czterech metrów, a na nich naprawdę duże owoce papierówek, które lśnią w bardzo silnym słońcu, choć jest już zaawansowane popołudnie. W ogródkach malwy, klematisy, cynie, rudbekie, kany i jeżówki. Jeszcze są ze dwie chaty z drewnianych bali, pomalowanych na brązowo, a przy nich kolonie małw i na nich , na ich oknach stoją i zwisają pelargonie i surfonie, naprawdę naprawdę bujne i wielokolorowe - zachwycające, wzruszające i budzące świadomość naszości, naszej ukochanej polskości, zawartej w tych cudnych kompozycjach naszych sąsiadów, zwłaszcza naszych rodaczek - mam, babć, sióstr Polek.

Pierwsza twarz zlustrowana przez nas, która lustrowała nas, wyrażająca wścibskość, plotkę, niedowierzanie i konieczność szybkiego podzielenia się nami z kimś. Uśmiechnięte twarze, splecione dłonie, pewność budzą i targają nie tylko tutejszą ludzkością. Okazywanie uczuć, emanowanie szczęściem, to boli, ale wciąż nie prowadzi do wyciągania właściwych wniosków przez większość populacji .

Dzisiaj dużo ludzi jedzie na Matyskę. Oczywiście Policji nie ma, aby surowo ukarać wjeżdżających prawie na sam szczyt samochodami i motorami. Ktoś lata na motolotni, inny puszcza modele latające, jeszcze tamten z oną wjeżdżają na szczyt rowerami.On w przyczepce ma dwoje dzieci. Są szczęśliwi , uśmiechnięci, dzieci w zadowolone i bez tabletów, smartfonów. Można.

Na łąkach pod szczytem mnóstwo kwitnących ziół. Na szczycie, ktoś komuś tłumaczy poszczególne szczyty widoczne dookoła w panoramie Beskidów. Kibla dalej nie ma na szczycie i trzeba zejść ze sto metrów na dół w krzaki, aby załatwić wszelkie potrzeby. Ze szczytu widok na wszystkie prawie ważne szczyty Beskidów: Diablak, Skrzyczne, Rysianka i inne. To wszystko powinno tu być opisane na tablicach poglądowych, ale nikomu w tutejszej gminie nie chce się tego zrobić. Odpowiedzialny za turystykę w gminę powinien być pasjonatem i widzieć i czuć jak turysta, ale tak nie jest już od dwóch lat jak tu jestem i obawiam się, że nie będzie jeszcze długo.

Zachwycamy się panoramami, zboczami w odcieniach zieleni i promieniach słońca, majestatem tafli Jeziora Żywieckiego. Jemy spokojnie owoce i pijemy wodę mineralną. Przyglądamy się twarzą ludzkim, a te tutaj wyrażają zachwyt pięknem tego wszystkiego co mogą ze szczytu Matyski zobaczyć. Jest w nich szczęście też i radość pielgrzymów, świadomość uczestnictwa w planie Bożym.

Powrócę teraz do dziennika z czternastego, do momentu jak to staliśmy gdzieś w północnej części ogrodu i obcowaliśmy z dobrem wynikającym z piękna mieczyków. Tuż obok nich kwitną jeszcze wiechy lwich paszczy w kilku kolorach i mieszają się z żółcią, pomarańczami i brązami aksamitek, które wdzierają się w zagonki słomianek, a te zaś rosną pomiędzy kolumnami dwumetrowych już słoneczników, które lada dzień rozkwitną żółtymi oczami, którymi będą patrzeć w twarz wschodzącemu słońcu zza wschodnich Beskidów. Obok słoneczników rozgałęzione niby jak pomniki przyrody dęby wielosetletnie - astry, które w tym roku zakwitną jak Bóg przykazał, czyli w drugiej połowie sierpnia i można będzie za poetą powiedzieć: astrami w ogrodzie jesień się zaczyna, jak w polu jesień zaczyna mimoza - nawłoć, nasze wspaniałe miododajne zioło.

Opuściliśmy w słowach podziwu i samo zadowolenia ten fragment naszego wspólnego dzieła - wkładu w piękno świata natury i w możliwości dobra ludzkości i poszliśmy pod scianę zachodnią naszego białego kochanego domu, a tutaj zaraz przy drzwiach trzy cytrynowej żółtości wielkie pompony georginii, w którą dmuchaliśmy, kierowaliśmy spojrzenia, słowa i pragnienia i opłaciło się. Dostaliśmy w zamian genialne piękno, naszą radość, szczęście i poczucie spełnienia. Tak nie wiele trzeba... Dwa kroki za nią w kierunku południowym , już dwumetrowa malwa, która kwitnie coraz większą ilością rozpęczniałych białych pełnych kwiatów, a ją przytrzymują ramiona wiciokrzewu, które jej łodygę oplatają lianami, których końcówki kwitną bordowymi dzwonko - trąbkami. Za nimi enklawa aksamitek i kolejnych dalii - zobaczymy czy tym uda się w tym roku zakwitnąć. I wreszcie winogron, który wymarzł i odbił od przyziemnej części starej rośliny, no i dotarł już na drugie piętro. Wielkie zielone latawcowate liście powiewały w niewielkich podmuchach wiatru. Trzeba będzie wielu modlitw o umiarkowaną zimę, żeby łodygi okrzepły i zdrewniały, a w przyszłym roku zakwitły i wydały plon stukrotny.

Idziemy wzdłuż południowej ściany domy i południową częścią ogrodu, a tutaj genialność rośliny zwanej milinem. Stajemy pod nią odchylamy głowy do góry i wpatrujemy się w trąbkowato kwitnące kępy jego kwiatów. Cóś jakby drabina ,po której odprowadzają aniołowie duszę do nieba. Świadomość tego jak człowiek może wzrastać w pięknie, kiedy ludzie , którzy uczestniczą w jego życiu są sprzyjającą i nieprzeszkadzającą glebą, kiedy nie tylko nie przeszkadzają, ale modlą się o szczęście drugich, kedy cieszą się tym jak ten drugi wzrasta w dobru, w pięknie, radości życia i też majętności - majętności, którą tak chętnie potem się podzieli z tą ludzkością, z którą żyją w dobra i mądrości wspólnocie.

Dochodzimy do wschodniego ogródka kwietnego i tutaj też penetrujemy zrodzone przez nas, naturę i Boga piękno, choć może kolejność powinna być zupełnie odwrotna. Rozkwitały właśnie dwie pierwsze kany swoimi kłosami, które wywyższyły się ponad nagietków pomarańczowe słoneczka, takież, ale większe i bardziej rude płatki jeżówek. Są jeszcze żółte jeżówki i wyżej nich krwisto czerwone, ale najcudowniejsze są te różowe. Zachodzimy za ogrodzenie od strony ulicy podziwiamy pnące się nim ramiona nasturcji i kwitnące pomarańczą, czerwienią i żółcią kwiatów, a i swoistym piękna dżunglą są ich zielone liście. Przysiadają na nich i oddają się miododajnemu zbieractwu na naszych oczach pszczoły. Jak się taak patrzyło od strony ulicy,to się widziało cudne kolorowe perspektywy przestrzeni, które tworzyły kwiaty aksamitek, nasturcji, powojów, jeżówek i na końcu nagietków. Cudne i wcale nie manowce, to rzeczywistość codzienności. I jeszcze dojrzeliśmy wspaniałość malwy kremowej, która chroniła się pod parasolami kwitnących ozdobnych słoneczników. I znowu spojrzeliśmy perspektywą pod górę i powędrowaliśmy schodami jej bujnych kwiatów, aż na jej szczyt jeszcze przed pięknem zakwitnięcia i potem po liściach słonecznika przeskakiwaliśmy do słońc w grzywach czyli kwiatostanów słoneczników, by stanąć na ich dachach i patrzeć jeszcze wyżej na donice balkonów z pięknem pelargonii, zapachem fioletu płatków smagliczek, kępami sanwitalii. Wreszcie tam gdzieś były chmury poukładane w przyszły deszcz, wreszcie nieboskłon, ale nie chcieliśmy wzlatywać tam jak jacyś zmanierowani ciekawością Ikarowie. Nasze życie jest tu i tutaj jest nasza wyspa wolności.

Ten wschodni ogródek, jest takim mini lasem, mini puszczą, a czasem mini dżunglą kwietnego piękna. Obchodzimy wkoło i sycimy się jego cudnością patrząc nań od różnych stron, starając się dostrzec różnego rodzaju połączenia piękna różnych kwiatów i jeszcze przecież zapach maciejki i lawendy.

I tak było wczoraj i tak jest dzisiaj.

Nam wystarczy takie życie.

297 598 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!