Menu
Gildia Pióra na Patronite

18.10.2016r.

Byliśmy wczoraj w kinie i obejrzeliśmy film "Wołyń". To wielki fresk wojenny i wybitny film, w którym wszystko jest perfekcyjne - od gry aktorów, przez muzykę, aż do scenografii i kostiumów. To pierwszy taki polski film od "Potopu" czy "Ziemi Obiecanej". Polecam go mocno. A wcześniej była zwyczajna tutejsza proza życia. Poszedłem do wiejskiej apteki zrealizować receptę, a pani magister do mnie , że nie ma takiego lekarstwa. No to ja jej mówię, że nie śpieszy mi się i czy może mi zamówić to lekarstwo. Odpowiedziała mi, że nie może i żebym sobie poszukał go w hurtowniach. Oczywiście bez problemu tą receptę wykupiłem kiedy wieczorem pojechałem do miasta oglądać "Wołyń". Pani magister pewnie zamawia na wieś tylko leki jakie przepisują wiejscy doktorzy - takie jak nieśmiertelny chyba syrop Gualazyl i to jej wystarczy do spełnienia się w misji farmaceuty. Uogólnię trochę, ale tak jest z moją wsią - wszystko tutaj działa "po łebkach", czyli byle jak. Ale czasem są przebłyski człowieczeństwa i to mnie cieszy. Jeszcze tak na sekundkę wrócę do "Wołynia" i napiszę, że taki sam dramat miał miejsce na początku lat dziewięćdziesiątych na Bałkanach i w Afryce(Tutsi kontra Hutu) i tak samo dzieje się teraz w Syrii i Iraku. Nie bardzo widzę receptę na te choroby ludzkości:nienawiść, zawiść, poniżenie - ja się modlę do Boga i staram się już nie nacjonalizować. I cieszę się, że daliśmy schronienie i pracę milionowi Ukraińców. A zawiść? Ona jest w nas cały czas, zwłaszcza w pracy jesteśmy zawistni o pensje, nagrody, o to, że ktoś ma po prostu większe umiejętności i jest bardziej inteligentny, o stanowiska, nawet o kolegów i koleżanki, że ktoś po prostu takim jest, iż lubianym jest przez wszystkich. To się przekłada na gniew i chęć odegrania się - zemsty. Nienawidzą się ludzie za szczerość! , za to, że ktoś nie bierze pożyczek, za to, że jest uśmiechnięty i spokojny. To jest grunt dla fatalnej atmosfery w pracy.
No dobrze. Minęła połowa października - miesiąca dla mnie szczególnego, bo pełnego piękna liści drzew i krzewów, kolorowych kwiatów i smaku polskich śliwek, grusz i jabłoni. A ja jestem jeszcze z tego pokolenia, które przygotowywało akademię w szkole na cześć wielkiej socjalistycznej rewolucji październikowej, pamiętam też, że cały ten miesiąc grali w kinach arcydzieła filmowe rosyjskie, pamiętam, że był to miesiąc zakładania książeczek oszczędnościowych w szkołach, bo był to miesiąc oszczędzania. A dzisiaj jest na razie w miarę fajny dzień i jasny, choć przepowiadacze pogody twierdzą, że po południu będzie już padał deszcz. Patrze przez okno na zachodnią część ogrodu i mam tam taką cudną roślinę,tak obficie na bordowo kwitnącą, która nazywa się rozchodnik i po prostu zachwycam się jej bujnym pięknem. Kiedy były słoneczne i ciepłe dni, to na jej kwiatach pyłek zbierało setki pszczół, że zdawało się, iż wyroiły się, a ten pyłek musi po prostu być tak wartościowy dla procesu produkcji miodu przez pszczoły. We wschodniej części ogrodu jest i drugi taki piękniś, tylko o kwiatach fioletowych i raduje oczy nie tylko moje, ale przechodniów. A przy drogach, nad potokami swoimi barwami królują klony. Jedne zmieniają kolor liści tylko na intensywnie żółty, a inne od żółtego zaczynają, aby potem przeobrażać się w róż, rudość, a na końcu w krwiste bordo. Stanowią wdzięczne obiekty dla flesza aparatu i dla oczu człowieka, który cieszy się nimi. Hm. Taki powinien być człowiek - nie śpieszący się, wrażliwy na piękno natury, umiejący docenić swoje życie w jej otoczeniu, potrafiący zatrzymać się w pół kroku i zapatrzeć się, podziękować zadumą i modlitwą. Przy ulicy rośnie takie drzewko pochodzące z Australii. Ono najpierw przebarwiło się z zieleni na róż i rudawy kolor, a potem wypełniło się intensywnym kolorem bordowym, a teraz jego liście zwijają się w trąbki. Jest to ostatni etap ich bytu na drzewku. Lada moment opadną i jak ludzie obrócą się w proch i ponownie staną się ziemią. Dobre memento przed świętami zmarłych i warto naprawdę warto pomyśleć, jak żyć , aby odejść stąd w glorii takiego piękna jak liście tego drzewka.
Tymczasem jest różnie, bo pewnie wszyscy zastanawiali się skąd wziąłem rymowankę "Paciorki typowego różańca"? Ano z życia wziąłem. A tymczasem teraz nawet przebiło się ciut promieni słonecznych przez chmury i pokój stał się bardzo jasny, a kwiaty i obrazy od razu jakby ożyły i święci patrzą na mnie jakby z akceptacją, a Bóg mi błogosławi. Za oknem cały czas wieje niezbyt mocny wiatr i migocą w nim liście klonu, świecą się igły świerka srebrnym światłem oraz zapraszają jak lampki choinki jagody kaliny i konwalii , które nie ustępują pięknem kalinowym owocom. wielokolorowość kwiatów groszku pachnącego, wyciąga swoje długie szyje na ulicę, oczekując ludzi i żeby ci zostawili swój zachwyt na ich wdzięcznych kwiatach. To samo pragnienie mają różowe owoce trzmieliny, które nas szczególnie cieszą, gdyż owocują swoim pięknem po raz pierwszy i sprawiają nam ogromną radość. Przez chwilę zapatrzyłem się w spadający liść klonu. Tak cudnie wirował dookoła swojej osi, a na dodatek rzucany był przez wiatr, to w lewo to w prawo. Piękna chwila zapatrzenia i tak pięknie się skończyła, bo ten liść upadł na ogromny pompon czyli różowo - żółty kwiat dalii - odbił się od niego i spoczął pod tym pięknym kwiatem, na mokrej ziemi. Piękno lgnie do piękna. Tak już jest i wtedy życie jest piękne.

297 748 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!